Chłopiec siedzi na korytarzu. Spod ciepłej, zimowej czapki, wyglądają roześmiane oczy. Aż trudno uwierzyć, że chłopiec jest poważnie chory. Trudno, ale jego blada buzia nie potrafi kłamać.
- Wszystko było w porządku. A przynajmniej tak mi się wydawało – opowiada. - Kiedy był malutki, nie mogłam go zaszczepić, bo chorował. Kiedy wyzdrowiał, poszłam, by skonsultować wiotkość krtani. Lekarze wzięli go na badania, podczas których dziecko dostało krwotoku. To nie był krwotok, jaki można sobie wyobrazić. Krew płynęła przez usta, nos, a lekarze nie mogli jej zatamować…nie da się zapomnieć tego widoku. Kazali mi wyjść z gabinetu, biegali, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Po tej akcji padła diagnoza: moje dziecko ma hemofilię."
Cały artykuł na MM Lubartów