Liczba wolnych miejsc pracy w przedsiębiorstwa z województwa lubelskiego tylko w ciągu ostatniego roku zwiększyła się o niemal 70 procent. Najtrudniej o fachowca jest w branży budowlanej i przemyśle. Potrzebni są także kierowcy i magazynierzy
Nowe dane na temat wolnych miejsc pracy w naszym województwie opublikował Urząd Statystyczny w Lublinie. Z informacji zebranych przez jego pracowników, którzy przebadali ponad 32 tysiące podmiotów, wynika, że sytuacja na rynku pracy nie jest dobra. Jeszcze dekadę temu taka opinia mogła oznaczać tylko bezrobocie. Dzisiaj jest inaczej – dynamicznie rośnie liczba wolnych miejsc pracy i są poważne kłopoty za znalezieniem ludzi w wielu branżach.
W ubiegłym roku firmy działające na Lubelszczyźnie wygenerowały prawie 25 tys. nowych miejsc pracy i zatrudniły ludzi. Niestety, staje się to coraz trudniejsze, rynek ciągle potrzebuje kolejnych rąk do pracy. Zatrudniać chce ponad 1,4 podmiotów, głównie niewielkich, prywatnych firm. Ilość wakatów w województwie na koniec 2017 roku przekroczyła 3 tysiące. To jest o 68 proc. więcej, niż było przed rokiem. Problem z brakiem rąk do pracy nie dotyczy tylko przedsiębiorstw.
Budowlańcy na wagę złota
Najbardziej poszukiwani na rynku są robotnicy przemysłowi i rzemieślnicy z branży budowlanej. Na nich czeka obecnie prawie 37 proc. ze wszystkich nieobsadzonych stanowisk. Dane statystyczne potwierdzają to, co od lat dostrzegają przedsiębiorcy.
– To widać od dawna. Lata płyną i starsi fachowcy nie są już tak wydajni, jak jeszcze kilka lat temu. A nie ma ich kto zastąpić, bo młodzi do tej pracy się nie garną. Ci, którzy są tuż po szkole, często w ogóle do niczego się nie nadają. Niektórzy mają kłopoty nawet z tabliczką mnożenia, ale dopominają się o wysokie zarobki i myślą już o wyjeździe na zachód – mówi Mirosław Gierat, dyrektor w lubelskiej firmie remontowo-budowlanej Ja-Ho, która zatrudnia około 20 osób.
O tym, że pozyskanie dobrego pracownika to niełatwe zadanie, mówi również Kamil Mitura, właściciel małej firmy budowalnej, również z Lublina.
– Ten rok pod względem znalezienia ludzi do pracy jest chyba najtrudniejszy. Sam, co prawda, nie mam z tym problemu, ale słyszę to od swoich kolegów po fachu. Oni od dawna na to narzekają. Dlatego na dużych budowach w Lublinie czy Warszawie, coraz częściej słychać język ukraiński – przyznaje przedsiębiorca.
Trudno i o kierowcę, i o inżyniera
Na brak ludzi cierpi nie tylko budowlanka. Potrzeba również operatorów i monterów obsługujących maszyny i urządzenia w przemyśle, w tym kierowców ciężarówek, czy magazynierów. Na pracowników czeka także branża przetwórcza, hotelarska, gastronomiczna, warsztaty samochodowe.
O niższej liczbie starających się o pracę tymczasową mówią także pracownice działu kadr producenta przetworów z gminy Wąwolnica, firmy Materne. W związku z koniecznością rywalizacji o pracownika na lokalnym podwórku, przedsiębiorstwo co roku podwyższa stawki godzinowe. – Musimy być konkurencyjni – tłumaczą kadrowe.
Brakuje nie tylko pracowników fizycznych. – Do pracy coraz częściej zgłaszają się osoby, które nie spełniają naszych wymagań. O inżyniera z doświadczeniem jest coraz trudniej – przyznaje Zbigniew Żukowski, szef kadr w lubartowskim Solbecie, produkującym elementy betonowe. To z kolei może być efekt wyjazdów najlepszych specjalistów do większych miast lub za granicę.
Jeśli problem z brakiem rąk do pracy będzie się pogłębiał, wydłużą się terminy oczekiwania na usługi i czas ich realizacji. To także ryzyko wzrostu cen i pogorszenia jakości wykonywanych prac, a także spowolnienia rozwoju gospodarczego naszego województwa.