Co robi chłop, jak mu się robić nie chce? Kombinuje.
- Może by tak ją zatrudnić? - zażartował któryś z nich patrząc na Franię, od lat bezczynnie stojącą w kącie graciarni. Tak narodziła się idea wynalazku, który lubelskiemu rolnictwu może dać olbrzymie zyski. Pomysł bowiem wykorzystał inż. Zbigniew Mazurek z Tomaszowa Lubelskiego, który skonstruował łuszczarkę.
Na razie urządzenie jest testowane na podwórku Zaborskich. Ma kształt stołu z metalowym blatem, na którym zamontowane są dwa wałki, jako żywo przypominające te, w które wyposażona była słynna pralka Frania. We Frani służyły one do wyżymania bielizny, w maszynie wynalezionej przez Zaborskiego mają inne zastosowanie: ściskają strąki bobu z tak dobraną siłą, by ziarna ze strąka dokładnie wyłuskać, ale ich nie uszkodzić. To pomysł tak genialny w swej prostocie, że prawdopodobnie... jeszcze nikt inny na świecie na niego nie wpadł. W każdym razie w Urzędzie Patentowym, w którym wzór urządzenia już zastrzeżono, o czymś podobnym nie słyszano.
Ponieważ wałki napędzane są silnikiem elektrycznym, maszynka Zaborskiego ma imponującą wydajność. - To urządzenie zastępuje przy łuskaniu pięć kobiet. Dokładnie to wyliczyliśmy - mówi Eugeniusz Suski, dyrektor Wojewódzkiego Klubu Techniki i Racjonalizacji w Lublinie.
I w tym jest sedno sprawy: dzięki wyręczeniu człowieka przy żmudnym, czasochłonnym zajęciu przez wydajną maszynę, Lubelszczyzna ma szansę stać się krainą bobem słynącą i świetnie na nim zarabiającą. Z prostego powodu - bób obecnie uprawia się na większą skalę tylko w dwóch rejonach Polski: koło Sandomierza i w gminach położonych wokół Lublina, na dobrych, urodzajnych glebach. Jeśli, mając już doświadczenie w uprawie tej rośliny, pierwsi zastosujemy urządzenia do sprawnej jej obróbki, możemy się stać polskim zagłębiem bobowym.
- Mam już wstępne zamówienia na 10 łuszczarek. Ale o konkretach będę mógł rozmawiać dopiero po zakończeniu procesu patentowego - mówi inż. Mazurek.