Wciąż nie ma porozumienia w sprawie przebiegu planowanej linii elektroenergetycznej wysokiego napięcia między Lublinem a Chełmem. Na proponowany przez inwestora wariant nie zgadzają się mieszkańcy podlubelskiej miejscowości Baszki
Chodzi o budowę blisko 70-kilometrowej linii elektroenergetycznej o napięciu 400 KV między stacjami Lublin i Chełm. Inwestycję planuje spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne, która zaproponowała trzy warianty przebiegu trasy. Skłania się ku temu, który nie podoba się mieszkańcom podlubelskiej miejscowości Baszki. Ludzie obawiają się o zdrowie swoje i swoich dzieci.
– Wybrany wariant na liczącej ok. 68 km. trasie koliduje z najmniejszą liczbą obiektów – tłumaczył na wczorajszym spotkania w Urzędzie Gminy Niemce Krzysztof Szymański, przedstawiciel wykonawcy. Odniósł się też do propozycji mieszkańców, aby linię poprowadzić istniejącym nieopodal korytarzem należącym do Polskiej Grupy Energetycznej, którym biegnie linia o napięciu 110 KV.
– Z technologicznego punktu widzenia jest to możliwe, ale planowana przez nas linia wymaga pasa technicznego o szerokości 70, a nie 18 metrów – mówił. Tłumaczył też, że w tym przypadku linia przebiegałaby zaledwie 66 metrów od gimnazjum w Pliszczynie.
– Też nie chciałabym, żeby linia była obok szkoły. Ale w szkole dzieci są przez kilka godzin dziennie. A wy próbujecie nam wmówić, że my i nasze dzieci przez całą dobę mamy przebywać w mikrofalówce i to nam nie zaszkodzi – oburza się Anna Ochnik, jedna z protestujących mieszkanek.
– Tu nie chodzi o słupy, które będziemy widzieć z okien, bo możemy sobie wmówić, że to drzewa. Tu chodzi o nasze zdrowie. Jeśli zrobicie ludziom krzywdę, to oni wam tego nie zapomną – wtórował jej inny z mieszkańców, Tadeusz Kolano.
Protestujący nie dali się przekonać do racji inwestora i po burzliwej wymianie zdań wyszli z urzędu. – To teatr! Spotkamy się w sądzie – grzmiał jeden z nich.
Na sali pozostali jedynie radni, którym Kamil Migała z PSE wyjaśniał, dlaczego w grę nie wchodzi proponowane przez mieszkańców poprowadzenie linii pod ziemią. – Tego typu linii nie kabluje się, ponieważ muszą one być łatwo dostępne w razie awarii. W takim przypadku przez dłuższy czas bez prądu pozostałyby setki tysięcy osób – tłumaczy Migała. I dodaje: – Gdyby takie inwestycje zagrażały zdrowiu, to w Polsce nie istniałoby 14 tysięcy kilometrów linii.
Nowa linia ma powstać do 2021 roku. Spółka musi wprowadzić inwestycję do miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego każdej z gmin, po których terenie przebiega trasa, a następnie złożyć do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska raport środowiskowy. Dopiero po uzyskaniu pozytywnej opinii RDOŚ będzie mogła starać się o pozwolenie na budowę.