Lubelska prokuratura nie doszukała się przestępstwa w prześladowaniu 14-latek przez 50-letniego mężczyznę.
O koszmarze dziewczynek pisaliśmy w czerwcu, kiedy po raz pierwszy okazało się, że sąd zinterpretował prawo na korzyść ich prześladowcy i odmówił aresztowania mężczyzny.
Na początku wakacji 14-latka z Lublina wypoczywała z rodzicami na pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Po powrocie zaczęła dostawać dziwne SMS-y. Ktoś pisał, że ją obserwuje. Opowiedziała o wszystkim koleżance. A ta zadzwoniła pod numer nadawcy. Usłyszała głos starszego mężczyzny. Chwilę potem dostała od niego SMS-a z wulgarną propozycją seksualną. - Córka bardzo się wystraszyła - mówi jej mama. Rodzice zawiadomili policję.
Okazało się, że telefon, z którego wysyłano SMS-y należy do właściciela sklepu nad jeziorem, gdzie wypoczywała dziewczynka. Numer jej telefonu mężczyzna zdobył najprawdopodobniej od jednego z rówieśników 14-latki. U sklepikarza policjanci znaleźli dwa telefony z pornografią dziecięcą. W komputerze miał nielegalne oprogramowanie.
Z każdym etapem śledztwa okazywało się, że prawo staje po stronie prześladowcy, a nie ofiar. Najpierw prokuratura uznała, że SMS-y są objawem niezdrowego zainteresowania i nie można ich uznać za groźby karalne. Skierowała jednak do sądu wniosek o aresztowanie sklepikarza pod zarzutem rozpowszechniania pornografii.
Ale sąd doszedł do wniosku, że w SMS-ie wysłanym nastolatce nie było obrazu, a tylko informacja tekstowa. Nie można więc mówić, że mężczyzna rozsyłał treści pornograficzne. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej części. - Nie doszukaliśmy się przestępstwa w takim zachowaniu - mówi Ewa Bondaruk, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin Południe.
Śledztwo zakończyło się jednak aktem oskarżenia, który wczoraj trafił do sądu. Sklepikarz odpowie za posiadanie dziecięcej pornografii i nielegalne oprogramowanie. Jednak za nękanie dziewczynek włos mu z głowy nie spadnie.