12-letni Wojtek nie dawał oznak życia już od kwadransa, kiedy dotarli do niego ratownicy. Po 25-minutowej reanimacji serce chłopca zaczęło bić.
Do dramatu doszło w sobotę we Franciszkowie pod Bychawą. Około godz. 14 Wojtek i jego 9-letni brat poszli pobawić się w okolicznych, zaśnieżonych wąwozach. Nie mieli sanek, zjeżdżali z górki na plastikowych workach. Prawdopodobnie podczas zjazdu Wojtek z pełnym impetem wpadł w zaspę i uderzył głową o stok. Na tyle nieszczęśliwe, że stłukł pień mózgu. Przestał oddychać, jego serce stanęło.
- Na szczęście młodszy brat Wojtka nie wpadł w panikę. Nie pobiegł po pomoc do domu, ale wyciągnął brata z zaspy i zadzwonił pod numer 112 - opowiada Piotr Wojtaś, dyrektor ZOZ w Bychawie, miasta oddalonego o 7 kilometrów od Franciszkowa. - Niestety, dyżurny oficer policji przekierował sprawę do Świdnika, bo tam też jest Franciszków. Na szczęście pomyłkę szybko wyjaśniono.
Na pomoc chłopcu ruszyła karetką ekipa medyczna z Bychawy. Ostatni kilometr ratownicy brnęli do Wojtka na piechotę przez głęboki śnieg. - Biegliśmy jak najszybciej, bo uciekały cenne minuty - mówi Grzegorz Piechota, lekarz z zespołu medycznego.
Mimo skrajnie trudnych warunków byli przy chłopcu w 20 minut od wezwania. - Wojtek nie oddychał, serce nie biło - relacjonuje doktor Piechota. - Leżał na śniegu bez swetra i czapki. "Rozebrał go śnieg”, gdy brat wyciągał go zaspy. Po 25-minutowej reanimacji serce 12-latka zaczęło bić. Przyleciał helikopter i zabrał dziecko do szpitala w Lublinie.
- To cud. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby człowiek wrócił do życia po tak długim okresie bez oddechu i akcji serca - nie kryje zdumienia Piotr Wojtaś. - To, że Wojtek żyje, jest zasługą jego brata, 9-latka, który nie stracił głowy w chwili wypadku. A także wspaniałej postawy i zaangażowania ludzi z zespołu medycznego. W składzie zespołu byli: lek. med. Grzegorz Piechota, pielęgniarz Bogdan Michalak, ratownik Grzegorz Bielak oraz Zbigniew Bednarz, kierowca karetki.
- Wojtkowi pomógł też mróz, bo w sobotę było minus 12. Na pokładzie helikoptera zmierzono mu temperaturę. Miał poniżej 32 stopni! Był niemal zahibernowany - dodaje doktor Wojtaś.
Wojtek leży na OIOM w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym przy ul. Chodźki w Lublinie, jest nieprzytomny, od wczoraj samodzielnie oddycha. Czy wróci w pełni zdrowia? - Za wcześnie na rokowanie. Trzeba czekać - powiedział nam wczoraj Jarosław Tybulczuk, lekarz dyżurny na OIOM w DSK.