W naszym regionie znacznie więcej noworodków umiera na wsi niż w mieście – wynika z najnowszych danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. – Problem tkwi w edukacji i świadomości pacjentek – komentują lekarze.
Raport Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego „Sytuacja zdrowotna ludności w Polsce” nie napawa optymizmem. Statystycy porównali umieralność okołoporodową (martwe urodzenia oraz zgony w pierwszym tygodniu życia na tysiąc urodzeń) w latach 2014-2015 na wsiach i w miastach.
W większości kraju te różnice nie są duże – rzędu kilku procent. Alarmujące są dane z dwóch województw: w lubuskim i lubelskim to odpowiednio 81 proc. i 58 proc.
– Problem tkwi w edukacji i świadomości pacjentek. W małych miejscowościach czy wsiach częściej bagatelizuje się niektóre objawy przez co kobieta może trafić do szpitala zbyt późno – komentuje dr hab. n. med. Marek Gogacz, wojewódzki konsultant w dziedzinie położnictwa i ginekologii. – Niekorzystne statystyki umieralności okołoporodowej na wsiach mogą być też pochodną nieprawidłowego monitorowania przebiegu ciąży.
– Zdarza się, że lekarzom brakuje zaledwie kilku minut, żeby uratować dziecko. Co do warunków leczenia to lepiej jest w dużych ośrodkach, ale na końcowy sukces składa się też podejście samych pacjentek – podkreśla dr Gogacz.
Potwierdza to Jacek Buczek, dyrektor szpitala w Chełmie. W ubiegłym roku były tam dwa przypadki, kiedy pacjentki przyjechały do szpitala zbyt późno. Skończyło się tragedią.
– Obie kobiety były z miejscowości spoza Chełma. W obu przypadkach było rozpoznanie obumarłego płodu. Jedna z nich była w 8. miesiącu ciąży. Od czterech dni nie czuła ruchów dziecka, ale nie zgłosiła się do lekarza – opowiada dyr. Buczek. – Po tych zdarzeniach zostały przeprowadzone w naszej placówce m.in. kontrole z NFZ i Ministerstwa Zdrowia. Nie wykazały żadnych zaniedbań. Obie kobiety były pod opieką lekarzy, którzy pracują w naszym szpitalu, ale te pacjentki przyjmowali w prywatnych gabinetach.
– Zdarzają się trudne sytuacje, ale nie można generalizować, że to wina pacjentki – komentuje dr n.med. Marzena Kostuch, ordynator Oddziału Noworodków i Intensywnej Terapii Noworodków w SPSK4 w Lublinie. – Mamy przypadki dzieci z wadami wrodzonymi np. bezmózgowiem czy aberracjami chromosomowymi albo tzw. skrajnego wcześniactwa. W takich przypadkach dziecko nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie.
Dzieci przedwcześnie urodzone albo z ciąż donoszonych, ale ciężko chore, muszą przebywać w szpitalu nawet do pół roku. – Rocznie hospitalizujemy ok. 300 takich dzieci. Niestety, nie wszystkie udaje się nam się uratować. W ubiegłym roku mieliśmy kilka takich przypadków – mówi dr Kostuch.
Dr Gogacz przypomina, że według raportu przygotowanego przez Instytut Matki i Dziecka w latach 2001-2015 Lubelskie miało najniższą w Polsce umieralność okołoporodową.