
– Istotą diagnostyki padaczki lekoopornej jest wykrycie miejsca w mózgu, z którego generowane są napady, czasami nie jest to miejsce widoczne w standardowych technikach obrazowania – podkreślał podczas konferencji prasowej prof. Konrad Rejdak, kierownik Kliniki Neurologii USK nr 4.
Leczenie z precyzją neurochirurgicznego skalpela
Pacjenci trafiają najpierw na oddział neurologiczny, gdzie przez wiele dni są szczegółowo obserwowani. W ruch idą kamery i aparatura EEG – tak zwane wideo-EEG – które pozwalają dokładnie uchwycić momenty napadów i ustalić ich źródło w mózgu. – To bardzo trudny i żmudny proces, wymagający ścisłej współpracy wielu specjalistów – dodaje prof. Rejdak.
Dzięki temu możliwa jest bezpieczna resekcja – chirurgiczne usunięcie fragmentu mózgu, który odpowiada za ataki. Jak informuje dr Paweł Szmygin z Kliniki Neurochirurgii, dotąd wykonano cztery takie zabiegi i wszystkie zakończyły się sukcesem. – Wycięliśmy kawałek mózgu, który jest odpowiedzialny za padaczkę – jest generatorem napadów padaczkowych – mówi neurochirurg.
Zalety programu:
- szczegółowa diagnostyka i precyzyjna kwalifikacja pacjentów,
- kompleksowa opieka przedoperacyjna,
- możliwość określenia dokładnego miejsca odpowiedzialnego za napady padaczkowe,
- postępowanie skojarzone w oparciu o farmakoterapię i metody inwazyjne,
- precyzyjne leczenie operacyjne,
- długookresowa opieka pooperacyjna,
- uniknięcie przez pacjentów niepożądanych skutków (np. rozprzestrzenienia się aktywności epileptycznej) wynikających z przedłużania terapii farmakologicznej bez interwencji operacyjnej.
20 lat za późno
Dr Jacek Gawłowicz, neurolog z USK nr 4, zwraca uwagę, że wielu pacjentów czekało na taką operację… dekadami. – Większość z nich miała wykonaną o 20 lat za późno operację – przyznaje. Brak dostępu do takich procedur sprawiał, że osoby chore musiały przez lata zmagać się z napadami, które potrafiły występować nawet dwa razy w tygodniu.
Statystyki jednak budzą optymizm – u 60–70 proc. zoperowanych napady całkowicie ustępują, a u pozostałych można je znacząco ograniczyć.
Diagnoza ratująca życie
W trakcie jednej z obserwacji zespół lekarzy odkrył, że w czasie napadów padaczkowych u pacjenta dochodziło do krótkich epizodów zatrzymania serca. To już nie tylko kwestia komfortu życia – to kwestia przeżycia.
– Każdy pacjent, nawet jak nie zostanie zoperowany, odnosi ogromną korzyść z takiego pobytu diagnostycznego – zaznacza prof. Rejdak. – Możemy fachowo ocenić to, o czym pacjent w ogóle może nie wiedzieć.
Padaczka lekooporna – co to właściwie znaczy?
Na padaczkę w Polsce choruje ok. 370 tys. osób. Szacuje się, że aż 30 proc. z nich cierpi na padaczkę lekooporną, czyli taką, która nie reaguje na standardowe leczenie farmakologiczne. Szansą dla tej grupy jest właśnie leczenie operacyjne – ale tylko wtedy, gdy możliwe jest precyzyjne określenie miejsca powstawania napadów.
Właśnie takie możliwości dał nowy program USK nr 4. A wszystko to po latach szkoleń i międzynarodowej współpracy – m.in. z czeskimi ośrodkami neurochirurgii.
Jeśli więc padaczka kojarzy się komuś wyłącznie z lekami – czas zaktualizować wiedzę. Lublin pokazuje, że z pomocą technologii i zespołów specjalistów można w tej walce przejść do ofensywy.
Źródło: PAP