Pracownicy zamkniętych już delikatesów Alma wciąż czekają na wypłaty za październik. – Pracowałam w Almie uczciwie do samego końca. Mam nadzieję, że firma uczciwie mi za mój czas zapłaci – mówi jeden z nich. Firma przeprasza i każe czekać
Problemy Almy rozpoczęły się w połowie tego roku. We wrześniu lubelskie delikatesy w Tarasach Zamkowych i Galerii Olimp świeciły już pustymi półkami. Niedługo później zostały zamknięte, a pracownicy stracili pracę. Do dziś nie dostali zaległego wynagrodzenia. Sytuacja niektórych jest dramatyczna.
– W Almie przepracowałam 5 lat. Od czerwca jestem na urlopie macierzyńskim. Regularnie 10. każdego miesiąca na moje konto wpływało ok. 1100 zł. W październiku pieniędzy nie wysłano – mówi pani Marta. Nikogo nie obchodzi, że wychowuję dwoje dzieci, spłacam kredyt i opłacam rachunki. Gdyby nie pomoc rodziny nie dałabym sobie rady.
Pani Marta skontaktowała się ze swoim byłym pracodawcą. Usłyszała, że „musi cierpliwie czekać”.
– Powiedzieli, że to może potrwać miesiąc lub dwa. Po tym czasie być może dostanę zasiłek macierzyński. O odprawie czy gratyfikacji za zaległe urlopy w ogóle nie było mowy. Nie wiem, czy w ogóle mogę liczyć na te pieniądze – przyznaje.
W podobnej sytuacji jest wiele byłych i obecnych pracowników Almy. W poniedziałek protestowali przed siedzibą firmy w Krakowie i domagali się wypłaty zaległych świadczeń. Efektem było wydanie oświadczenia przez zarząd spółki.
– Zdajemy sobie sprawę, że położenie, w którym znalazła się spółka i wszyscy jej pracownicy jest bardzo trudne. Bardzo Państwa za nie przepraszamy – czytamy w nim. – Obecnie spółka stara się o wypłatę środków z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Zarząd Spółki przyznaje, że nie był w stanie zapłacić swoim pracownikom za październik „ze względu na przeciągające się rozpatrzenie przez sąd wniosku o otwarcie postępowania sanacyjnego oraz o ogłoszenie upadłości”.
– Rozumiem, że spółka jest w złej sytuacji i szkoda mi, że dobry pracodawca upada, ale swoimi uczuciami nie nakarmię dzieci – mówi pani Iwona, pracownica lubelskiego sklepu. – Prawda jest taka, że nie mam co do garnka włożyć. Gdyby nie pożyczki od sąsiadów, którzy lepiej niż sklep rozumieją moją sytuację, to głodowalibyśmy. Pracowałam w Almie uczciwie do samego końca. Mam nadzieję, że firma uczciwie mi za mój czas zapłaci.
– 10 listopada nikt z nas nie dostał przelewu za październik. Nikt też nie dostał odpraw. Kwoty, na jakie czekamy, zaczynają się od 3 tys. i rosną w zależności od zajmowanego stanowisko i stażu pracy – mówi inna pracownica lubelskiego sklepu. – Mamy nadzieję na odzyskanie pieniędzy, ale boję się, że może to trwać wiele miesięcy.