- Fundacji Jamniki Niczyje zależało na nieujawnianiu informacji o poprawie stanu zdrowia psa. Ludzie nie wpłacaliby na niego pieniędzy. A tak udało się zebrać sporą sumę - zarzuca Lubelska Straż Ochrony Zwierząt. Śląska fundacja oskarża LSOZ o uprowadzenie jamnika z kliniki. Flipo dawno jest w domu, a ludzie jeszcze się spierają
Fundacja Jamniki Niczyje z Bielska-Białej zarzucała Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt, że uprowadziła psa z kliniki przy ul. Gębokiej. Ta z kolei tłumaczyła, że odebrali go właściciele. - Prezes Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt dostała od nas upoważnienie i miała przekazać psa do kliniki Uniwersytetu Przyrodniczego - twierdziła Edyta Jacuńska, prezes Fundacji Jamniki Niczyje. - Pies tam rzeczywiście trafił, ale po jakimś czasie pani prezes go zabrała. Mimo że był po wypadku komunikacyjnym z licznymi złamaniami, czekał na operację. To jest uprowadzenie.
Fundacja stała się właścicielem jamnika na mocy umowy zawartej z gminą Niemce. To na jej terenie miał miejsce wypadek, w którym ucierpiało zwierzę. Pies uciekł właścicielom w sylwestrową noc, bo przestraszył się fajerwerków.
Jak tłumaczyła prezes Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt, znaleźli się właściciele jamnika i to oni zabrali psa z kliniki. - Przeprowadziliśmy oczywiście weryfikację. Dostaliśmy od nich wszelkie dokumenty potwierdzające, że są właścicielami. Poza tym było widać, że pies poznał ich auto - relacjonuje Marta Włosek, prezes LSOZ.
Lubelska fundacja twierdzi, że nie zataiła przed fundacją z Bielska-Białej żadnych informacji i poinformowała o znalezieniu właścicieli. Sprawa trafiła jednak do prokuratury. - Lubelska fundacja nie miała prawa podejmowania decyzji o wydaniu psa komukolwiek. My nie wiemy czy to są rzeczywiście właściciele, bo nie mieliśmy możliwości weryfikacji. Dlatego skierowaliśmy sprawę do prokuratury, bo wymaga to prawnego rozstrzygnięcia - podkreślała Jacuńska.
Tymczasem LSOZ w komunikacie, wysłanym w czwartek do naszej redakcji, przedstawiła nowe informacje dotyczące m.in. stanu zdrowia psa. - Fundacji zależało na nieujawnianiu informacji dotyczących poprawy stanu zdrowia psa, bo wtedy nikt nie wpłacałby na niego pieniędzy. A została przecież zorganizowana zbiórka - mówi Włosek. - Według naszych danych udało się zebrać sporo pieniędzy. Pytanie tylko co się z nimi stało, bo za pobyt w klinice przy ul. Głębokiej zapłaciła nasza fundacja, a za pobyt w klinice przy ul. Stefczyka - gmina Niemce.
W piątek nie udało nam się skontaktować z prezes Edytą Jacuńską. Do sprawy wrócimy.