Strażnicy miejscy z Lublina, którym zarzucono potraktowanie kierowcy gazem i kajdankami, wczoraj znów zasiedli na ławie oskarżonych. Prokuratura uznała, że powinni odpowiedzieć za przekroczenie uprawnień, bo od mundurowych trzeba wymagać więcej
W pierwszej instancji sprawa Roberta Z. i Dariusza K. została umorzona z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną. Mundurowi doszli bowiem do porozumienia z rzekomo pobitym przez nich kierowcą. Wszyscy prosili o zakończenie procesu.
– Już się dogadaliśmy i przeprosiliśmy – zapewniał w sądzie poszkodowany Grzegorz T.
Prokuratura także się domagała, by sąd umorzył sprawę, ale warunkowo. Taka forma oznaczałaby, że choć Robert Z. i Dariusz K. nie poniosą kary, to są winni przekroczenia uprawnień. W praktyce, taki finał sprawy oznacza pożegnanie z mundurem.
Śledczy zaskarżyli rozstrzygnięcie, jakie zapadło w pierwszej instancji. Sąd Okręgowy przyznał im rację. Uchylił pierwsze postanowienie i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Wczoraj mundurowi raz jeszcze zasiedli w ławie oskarżonych. Pełnomocnik kierowcy złożył kolejny wniosek o umorzenie postępowania. Jak wyjaśnił, „panowie się pojednali i przeprosili oraz nie roszczą wobec siebie pretensji”.
– Mimo pojednania, z uwagi na społeczny wydźwięk sprawy, umorzenie postępowania wobec funkcjonariuszy publicznych byłoby rażąco niezasadne – ripostowała prokurator. Zdaniem śledczych, od mundurowych należy oczekiwać więcej niż od przeciętnego obywatela. Dlatego powinni zostać ukarani.
Sąd wystąpi o opinię służbową do przełożonego Roberta Z. i Dariusza K. Komendant straży oceni dotychczasową służbę obu oskarżonych.
– Będzie to opinia przesądzająca – zapowiedziała sędzia Beata Górna-Gielara.
Kiedy sprawa po raz pierwszy trafiła do sądu, obaj strażnicy zostali zawieszeni w obowiązkach. – Obecnie wrócili już do służby – dodaje Robert Gogola, rzecznik lubelskiej Straży Miejskiej. Nie wypowiada się jednak na temat oceny, jaką komendant może wystawić swoim podwładnym.
Mundurowi mają za sobą 7 i 9 lat służby. Z nieoficjalnych informacji wynika, że nie było na nich skarg. Byli natomiast nagradzani.
W sądzie odpowiadają za incydent z kwietnia ubiegłego roku. Patrolowali wówczas rejon ul. Grottgera w Lublinie. Za wycieraczką źle zaparkowanego mercedesa zostawili wezwanie dla kierowcy. Kiedy Grzegorz T. wrócił do auta, chciał odjechać. Oświadczył strażnikom, że nie przyjmuje mandatu i będzie czekał na wezwanie do sądu. Wtedy mundurowi postanowili zatrzymać i wylegitymować mężczyznę. Doszło do szarpaniny. Z ustaleń prokuratury wynika, że strażnicy bili kierowcę, wyciągali go z jadącego samochodu.
Dwa razy potraktowali go gazem i zakuli w kajdanki. Później tłumaczyli wezwanym na miejsce policjantom, że Grzegorz T. chciał ich przejechać.