Wszystko co robiłem, miało na celu wyszkolenie żołnierzy, a nie ich poniżanie - przekonywał dziś sędziego kapitan Konrad Ż., z III brygady zmechanizowanej.
Prokuratura postawiła wojskowemu z Lublina długą listę zarzutów. Według niej wymierzał podwładnym kary, których regulamin wojskowy nie znał. Kazał robić pompki, chodzić krokiem defiladowym po korytarzu. Żołnierzom przyłapanym na paleniu papierosów w toalecie kazał na raz wypalić resztę papierów. Szeregowy, który przyniósł kapitanowi czerstwy prowiant, musiał zjeść cały bochenek chleba.
Wczoraj, przed sądem garnizonowym, kapitan wszystkiemu zaprzeczał. Swoje wyjaśnienia spisał na pliku kartek.
- Szeregowy maszerował na mój rozkaz krokiem defiladowym po korytarzu - przyznał wojskowy. - Ale w ramach sprawdzenia, czy nadaje się do kompani honorowej - tłumaczył.
Wojskowy pamiętał też zajście z żołnierzami przyłapanymi na paleniu w toalecie. Przyznał, że kazał im "odpalić” resztę papierosów. Po co? Żeby sprawdzić, czy nie są to narkotyki.
Podejrzliwość w kapitanie odezwała się też wtedy, kiedy żołnierz przyniósł mu suchy prowiant. Chleb miał dziwny zapach. - Bałem się, że szeregowy zrobił mi kawał za wstrzymanie mu wyjazdów - tłumaczył. Kapitan słyszał, że mściwi podwładni mogą nawet napluć do jedzenia dowódców albo przykładać żywność do intymnych części ciała. Kazał więc szeregowemu, żeby spróbował przyniesiony chleb. Według wersji kapitana, żołnierz zjadł kilka kromek z pasztetem. Resztę pieczywa zjadł już sam, pewny że nikt nie zrobił mu kawału.
Teraz zeznawać będą żołnierze, którym rozkazywał kapitan.