- Aresztowanie Izy ma tylko nadać sprawie rozgłosu – przekonuje matka Izabeli M., tancerki i celebrytki z Lublina, która miała działać w chińskim gangu oszustów. Według prokuratury wyłudziła blisko milion euro
Ewa Mika-Jarocka, matka tancerki, sama zgłosiła się do naszej redakcji, by przedstawić swoją wersję wydarzeń. Zgodziła się na podanie nazwiska.
Według prokuratury, jedną z kluczowych osób w gangu była 39-letnia Izabela M., znana m.in. z „Tańca z gwiazdami” i sesji fotograficznej w Playboyu. Miała organizować działalność grupy w Polsce, a także brać udział w siedmiu oszustwach na kwotę blisko miliona euro.
Izabela M. oraz jej matka zostały zatrzymane w ostatni czwartek w Lublinie. Matkę zwolniono bez stawiania zarzutów, z kolei 39-latka została aresztowana na 3 miesiące.
– Kompletnie tego nie rozumiem, bo obie zajmowałyśmy się tym biznesem – tłumaczy Ewa Mika-Jarocka. – Pośredniczyłyśmy w wynajmie domów dla obcokrajowców, w tym dla Chińczyków z Tajwanu. To było wszystko. Nie wiedziałyśmy, czym się zajmują. Jeśli to przestępcy, to dobrze, że zostali aresztowani. Nie rozumiem jednak, dlaczego prokuratura próbuje nadać sprawie rozgłos kosztem mojej córki. Jestem zdruzgotana.
Wraz z Izabelą M. w ręce policjantów wpadło 48 Chińczyków z tajwańskimi paszportami. Wynajmowali oni wille w dwóch podwarszawskich miejscowościach. Zdaniem śledczych, Chińczycy dzwonili stamtąd do swoich rodaków, oszukując ich metodą „na policjanta”. Mieli w ten sposób wyłudzić co najmniej 1,8 mln euro.
Tajwańczycy mieszkający w Lublinie byli pod lupą śledczych przynajmniej od 2015 r. Wtedy agenci ABW i policjanci CBŚP weszli do domu na lubelskim Sławinku, który rodzina M. miała wynajmować Azjatom. Śledczy z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie podejrzewali, że obcokrajowcy, którzy oficjalnie zajmują się dystrybucją produktów spożywczych, w praktyce trudnią się oszustwami. W wynajmowanych domach zawsze zakładali łącza internetowe o dużej przepustowości. Zabraniali też wstępu właścicielom nieruchomości.
Gang chińczyków: Nalot policji na 'call center' w willi
– W 2015 zatrzymano grupę Tajwańczyków, ale wypuszczono ich po godzinie. Pod koniec 2016 r. ci Tajwańczycy skontaktowali się z nami, pytając o wynajem domu – wyjaśnia Ewa Mika-Jarocka. – Mieszkali przez trzy miesiące. Nie było żadnych skarg. Płacili bez opóźnień. Uznałyśmy, że skoro bez problemu wjeżdżają do naszego kraju, to nie ma się czego obawiać.
Z relacji kobiety wynika, że od tamtej pory Azjaci kilkakrotnie korzystali z jej pomocy w znalezieniu odpowiednich nieruchomości.
– Wyszukiwałyśmy z córką odpowiednie domy, pomagałyśmy w rozmowach z właścicielem i innych formalnościach. Nie miałyśmy prawie żadnego kontaktu z osobami, które później mieszkały w tych domach. Większość spraw załatwiałyśmy z jednym z Tajwańczyków, który mówił po angielsku. Mówiłyśmy na niego Jerry – wyjaśnia Ewa Mika-Jarocka.
Kobieta i jej córka pomogły w wynajęciu domów w Krakowie i okolicach Warszawy. Tam właśnie w ubiegłym tygodniu policjanci zatrzymali wszystkich podejrzanych.
– Nam nie wolno było wejść do tych domów. Ci Tajwańczycy fotografowali liczniki i przesyłali zdjęcia, żeby uregulować rachunki. Płacili, ile było trzeba. Nie rozmawiali z nami. Co my złego zrobiłyśmy? – zastanawia się pani Ewa.
Kobieta zaprzecza również informacjom, jakoby jej córka miała zarobić miliony na oszustwach. – To bzdura. Zabezpieczone u nas 230 tys. zł to pieniądze ze sprzedaży działki. Miały być przeznaczone na mieszkanie. Na wszystko mam potwierdzenia i akty notarialne – zapewnia Ewa Mika-Jarocka.
Prokuratura nie zdradza, w jaki sposób Izabela M. miała uczestniczyć w siedmiu oszustwach, opisanych w zarzutach. 39-latka nie przyznała się do winy. Podczas przesłuchania składała wyjaśnienia, ale śledczy nie zdradzają ich treści.