Co roku kilkadziesiąt kobiet zostawia noworodki w lubelskich szpitalach
Na razie pielęgniarki rekompensują dziecku brak matki. Małgorzata Flis-Gałka, położna oddziałowa pokazuje małe zawiniątko, z którego spozierają błękitne oczy. - Bardzo ładna dziewczynka - kobieta przytula noworodka. - Waży 3,9 kilograma. Jest zdrowa.
O matce maleństwa wiadomo niewiele. Zgłosiła się do szpitala na Lubartowską. Ginekologowi powiedziała, że dziecka nie chce. Jest po 30. ma rodzinę. Na kartce papieru napisała: " Ja (imię i nazwisko) wychodzę ze szpitala bez dziecka i zgadzam się na przekazanie go do adopcji”. Lekarze nigdy nie dopytują o powody takich decyzji, nie wtrącają się, nie oceniają. - Cieszę się, że przychodzą rodzić do szpitala, a nie do lasu - mówi dr Maria Migielska-Wołyniec, ordynator oddziału noworodków. - Ile matek, tyle historii. Wspólne jest zagubienie tych kobiet, brak wsparcia ze strony partnera, brak pieniędzy, pracy. Nie oczekujemy żadnych wyjaśnień. Dzieckiem się zajmiemy.