Trzy osoby zgłosiły się na policję w sprawie nieprawidłowości, do jakich miało dojść przy finansowaniu kampanii posła Janusza Palikota (PO) w 2005 roku.
- To jakiś absurd. Nawet nie pamiętam takiej akcji i happeningu. Są ludzie, którzy obrzucają mnie i moich współpracowników błotem. Jak wygramy wybory, to wyjaśnimy okoliczności takich spraw - mówi Palikot. W obecnych wyborach kandyduje do Sejmu z pierwszego miejsca lubelskiej listy PO.
Przypomnijmy. Afera wokół finansów wyborczych Palikota zaczęła się pod koniec ubiegłego tygodnia. Policjanci przesłuchali czterech działaczy PO: m.in. lubelską radną Magdalenę Gąsior oraz Krzysztofa Łątkę. Funkcjonariusze chcieli dowiedzieć się, czy Palikot dawał im pieniądze, które mieli wpłacić na konto wyborcze. W ten sposób biznesmen mógł obejść ustawowy limit wpłat od jednej osoby.
- Żadnych nieprawidłowości nie było. Policja chce mnie zdyskredytować tuż przed wyborami. Wyciągają sprawę sprzed dwóch lat akurat wtedy, kiedy ja domagam się odwołania szefów policji - stwierdza Palikot. Podejrzewa, że przeciwko niemu mogła zeznać skonfliktowana z posłem radna Gąsior. - Nie będę tego komentowała - ucina Magdalena Gąsior.
Aby uniknąć posądzeń o stronniczość, zebrane w tej sprawie materiały trafiły do Prokuratury Okręgowej w Radomiu. Śledczy liczą, że ważnym dowodem w sprawie może być zapis z kamery bankowej, która pokaże osoby wpłacające pieniądze na konto wyborcze.