Po proteście kilkunastu lokalnych firm, lubelski Ratusz zmienił wczoraj reguły przetargu na drukarki dla Urzędu Miasta. Przedsiębiorcy, którzy na co dzień ze sobą konkurują wspólnie uznali, że przetarg jest ustawiony. Wewnętrzna kontrola w tej sprawie jeszcze trwa.
Poszło m.in. o wymóg doświadczenia. Do przetargu mogły stawać tylko firmy mające na koncie opiewające na co najmniej 200 tys. zł zlecenie na podobną dzierżawę nie mniej, niż 100 drukarek. To pierwsze sito, które kwestionowali lokalni przedsiębiorcy. - To wyklucza małe firmy, choć obsługują one znacznie większe podmioty takie jak np. KUL, który ma tysiąc urządzeń - skarżył się Andrzej Kozak, współwłaściciel lubelskiej spółki At-Serwis.
Drugie sito dotyczyło oprogramowania, którego życzył sobie Ratusz. - Ma je tylko Konica Minolta Polska i nikt inny - podkreślał Krzysztof Bartoszek, właściciel Biuro-Techu. A trzecie sito to dokładny opis sprzętu, który - według protestujących - też nie jest dla nich dostępny.
- Wstępne ustalenia wykazały, że w dniu ogłoszenia przetargu na rynku istniały co najmniej 2 drukarki o parametrach technicznych wskazanych w specyfikacji istotnych warunków zamówienia - poinformował wczoraj sekretarz miasta, Andrzej Wojewódzki.
Komisja uwzględniła większość zarzutów niezadowolonych firm i zmieniła warunki przetargu. Zdaniem Ratusza teraz wymagania spełnia co najmniej sześć drukarek. Zmienione zostały też wymogi co do doświadczenia startujących w przetargu firm.
Nadal trwa wewnętrzna kontrola, która bada prawidłowość przygotowania przetargu. Dokumenty bada też biegły powołany przez prezydenta.