To miało być ułatwienie dla pasażerów: w nocnym kasujesz bilet kupiony w kiosku a nie u kierowcy.
Tydzień temu wszedł w życie nowy cennik komunikacji miejskiej. Tabelę opłat na wniosek prezydenta uchwaliła Rada Miasta. Na bilet nocny, który kosztował 2 złote (studenci płacili 1 zł) trzeba teraz płacić 3,60 zł (studencki jest o połowę tańszy). Pojawiły się nowe kwoty a jednocześnie zniknął zapis mówiący o tym, że w nocnych pojazdach ważne są tylko bilety kupowane u kierowcy. Dlaczego? Bo taki zapis przysparzał pasażerom wielu problemów. Zdarzało się, że szofer wypraszał nieświadomych niczego ludzi, którzy próbowali wsiąść do pojazdu z biletem z kiosku.
Ale gdy pasażerowie kupowali bilety u kierowcy wszyscy wsiadający musieli to zrobić. Teraz pasażer ma do wyboru: kupić bilet u kierowcy, okazać mu sieciówkę, albo... machnąć przed nosem biletami z kiosku. I w tym ostatnim przypadku coraz częściej kończy się na machnięciu.
Obserwowaliśmy to w ostatnią sobotę. Nikt nie sprawdzał, czy pasażerowie, którzy weszli z własnymi biletami rzeczywiście dotarli do kasownika. A jeśli nawet, to czy skasowali czysty bilet, czy też jakiś inny, już wcześniej zużyty. Spora część pasażerów ochoczo z tego korzystała. I to bez ryzyka wpadki, bo o tej porze na przystankach nie ma już kontrolerów.
- W poniedziałek zrobimy bilans i sprawdzimy, czy rzeczywiście takie zjawisko występuje - mówi Stanisław Wojnarowicz, rzecznik MPK Lublin.