Choć po aferze z ustawionym przetargiem na radiowozy szef Straży Miejskiej traci pracę, to bezkarne pozostały osoby, które ustalały wymogi stawiane samochodom.
Tymczasem żadnych konsekwencji nie poniosły jak dotąd osoby odpowiedzialne za sporządzenie "opisu przedmiotu zamówienia”, czyli listy wymogów stawianych samochodom. A to właśnie ten opis zamknął drzwi dostawcom innych samochodów.
– Parametry zostały określone tak, że spełniało je tylko jedno auto, skoda octavia. Mamy w tej sprawie opinię rzeczoznawcy – stwierdza Anna Morow, dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli w Urzędzie Miasta.
Opis przygotowywały trzy osoby: zastępca komendanta Ewa Wróblewska-Smolarz, Tadeusz Skrzypik, kierownik Referatu Organizacyjnego oraz pracownik administracyjny Paweł Matacz. Wszyscy pracują nadal, a prezydent nie zamierza się wtrącać w ich dalsza karierę.
– Te decyzje będzie podejmować nowy komendant – odpowiada Żuk. Nowego szefa straży ma wyłonić konkurs. Pytaliśmy Wróblewską-Smolarz, czy zamierza podać się do dymisji lub odejść ze służby. Nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Zamiast tego rzecznik straży przysłał jedno zdanie, że komenda uważa sprawę przetargu za "ostatecznie zamkniętą”.
Rzecznik jest swego rodzaju prokuratorem, który może postawić komendanta przed komisją orzekającą. Jeśli komisja uzna winę komendanta, będzie mogła udzielić mu upomnienia, nagany, wymierzyć karę pieniężną lub orzec wobec niego zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych.
Jak ustawiono przetarg? Wymagany przez straż 550-litrowy bagażnik oprócz octavii miały jeszcze volkswagen passat i ford mondeo, ale passata zdyskwalifikował brak 5-stopniowej manualnej skrzyni biegów (producent oferuje 6-stopniową), a forda krótsza od wymaganej gwarancja na lakier. Za cztery octavie straż zapłaciła 220 tys. zł.