Po to, by kierowcy nie mogli szarżować autami po zamkniętym dawnym torze kartingowym, wjazd na ten teren przeciął głęboki rów. Teraz znów bez problemu można tu wjechać, bo część ogrodzenia rozebrali strażacy. Inaczej nie dotarliby do podpalonych na torze opon.
Stary tor jest oficjalnie zamknięty, bo na jego terenie mają powstać bloki mieszkalne, ale nie został jeszcze ostatecznie rozebrany. Po zamkniętym torze regularnie szarżowali kierowcy, a mieszkańcy sąsiednich bloków skarżyli się na hałas. Kłódki na bramach regularnie trzeba było wymieniać, a ostatecznie wjazd na ten teren został rozkopany głębokim rowem.
Rów okazał się nie do pokonania nawet dla wozu strażaków wezwanych tu kilka dni temu do pożaru. Na terenie toru płonęły opony, a cuchnący czarny dym leciał na pobliskie budynki.
- Przypuszczalna przyczyna tego pożaru to umyślne podpalenie - informuje Michał Badach, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Akcja strażaków trwała blisko godzinę.
- Dojazd przez bramy wjazdowe był niemożliwy ze względu na głębokie wykopy. Konieczny był demontaż części ogrodzenia w obecności policji - tłumaczy Badach.
Tor kartingowy przy ul. Zemborzyckiej powstał w szczerym polu, z dala od bloków mieszkalnych i przez lata nikomu nie przeszkadzał. Wszystko zmieniło się, gdy władze miasta dopuściły do budowy osiedli w jego pobliżu. Nowi mieszkańcy chcieli mieć spokój za oknami, a użytkownicy toru chcieli miejsca do jazdy i podkreślali, że byli tu pierwsi. Konflikt narastał przez kilka lat i ostatecznie Polski Związek Motorowy za 9 milionów złotych sprzedał firmie deweloperskiej prawo użytkowania terenu.
Na nowy tor nie ma na razie miejsca. Miasto rozważało jego ulokowanie koło Lubartowa, ale działka, na której miałby powstać, okazała się zbyt mała.