Właściciel sieci stacji paliw odpowie za wyłudzenie blisko 13 mln zł. Jak ustalili śledczy, Jacek T. kupował kolejne stacje, ale płacił za nie znacznie mniej niż obiecywał. Wpadł ponad rok temu po akcji policjantów z Centralnego Biura Śledczego
Do Sądu Okręgowego w Lublinie trafił właśnie akt oskarżenia przeciwko 41-latkowi i jego 33-letniej partnerce, Katarzynie W. Kobieta miała pomagać Jackowi T. w przygotowaniu nielegalnych transakcji. Podczas zatrzymania w warszawskim mieszkaniu pary policjanci zabezpieczyli m.in. 2 mln zł w gotówce.
Z akt sprawy wynika, że Jacek T. powiększał swoje paliwowe imperium od 2005 r. Obecnie ma 35 nieruchomości. Według śledczych, tylko od lipca do listopada 2014 r. kupił aż dziewięć stacji, oszukując przy tym sprzedających.
Mechanizm tego procederu był wyjątkowo prosty. 41-latek szukał ofert sprzedaży stacji paliw w całym kraju. Ustalał ze sprzedającym cenę. Następnie umawiał się na podpisanie aktu notarialnego w kancelarii w Piaskach.
Tuż przed podpisaniem aktu proponował sprzedającym wpisanie do dokumentu zaniżonej sumy. Tłumaczył m.in., że ma nieudokumentowane dochody. Brakującą sumę miał przekazać sprzedającym w gotówce w dniu podpisania aktu lub niedługo później. By się uwiarygodnić, często woził ze sobą czarną sportową torbę wypełnioną banknotami.
Jak dowodzą śledczy, sprzedający nigdy nie dostali obiecanych pieniędzy. W sumie stracili 12,8 mln zł.
Właściciel stacji paliw w Kutnie zgodził się, by do aktu notarialnego wpisać kwotę 800 tys. zł, zamiast wynegocjowanych 1,8 mln zł. Przedsiębiorca z Domaniewic przystał na wpisanie do aktu jedynie 440 tys. zł. Jacek T. miał potem oświadczyć, że „nie jest mu nic winien”.
Finalizując transakcję w Tczewie, 41-latek obiecał Januszowi D. aż 4,5 mln zł. Ale w akcie notarialnym wpisano milion. Pozostałe pieniądze miały być w sportowej torbie przekazanej sprzedającemu. Kiedy Janusz D. przeliczył je w domu okazało się, że zamiast trzech dostał jedynie milion złotych. Kiedy dopominał się o resztę, Jacek T. oświadczył, że „nie wie o co chodzi”. Według śledczych, mężczyzna jeszcze przynajmniej dwa razy wykorzystał metodę z torbą pełną gotówki. Za każdym razem sprzedawcy tracili ponad milion złotych.
Zarówno Jacek T., jak i jego partnerka nie przyznali się do wyłudzeń. Katarzyna W. przekonywała śledczych, że u notariusza bywała jedynie „towarzysko”. Z wyłudzenia grozi do 10 lat pozbawienia wolności.