Pierwsze piętro szpitala przy al. Kraśnickiej. Tu, przy gabinetach specjalistów codziennie kłębią się tłumy . Ale nie dziś. Na krzesełku siedzi samotnie Zdzisław Majewski.
- Mój będzie na bank. Musi być. Jest onkologiem, a ci nie strajkują - zapewnia. - Przyszedłem na konsultacje. Pytałem, czy będzie. Ma być.
• Dobrze, że strajkują? - pytamy.
- Bardzo dobrze. To co rząd z nimi robi, to rozbój w biały dzień - twierdzi. - Malowałem mieszkanie kardiologowi ze szpitala kolejowego. Wie pani, ile on zarabia? 1200 złotych na rękę. Popieram ich protest.
Na drzwiach w szpitalu porozlepiano kartki z komunikatem: "Strajk. Praca na oddziałach szpitalnych, jak w dzień świąteczny, są tylko lekarze dyżurni. Poradnie specjalistyczne nie przyjmują pacjentów w ogóle”.
Lekarzy nie ma, ale gabinety są otwarte. Zostały same pielęgniarki. - Jesteśmy po to, żeby informować tych co o strajku nie wiedzą - mówi Lucyna Jakubowska z poradni laryngologicznej. - Ale pustki na korytarzu świadczą, że większość pacjentów o strajku wiedziała. A tych co nie wiedzieli, odsyłamy do rejestracji, gdzie mogą wizytę przełożyć.
Badań też nikt nie robi. Aparaty rentgenowskie wyłączono. Z diagnostyką trzeba poczekać do poniedziałku. Na oddziałach szpitalnych zostali sami lekarze dyżurni albo ordynatorzy. Planowych operacji nie ma.
- Nie byłem dziś w szpitalu - telefonujemy do dra Andrzej Ciołko, urologa z tego szpitala oraz przewodniczącego szpitalnego związku lekarzy. - Ale nie odpoczywałem. Byłem w izbie lekarskiej. Jest dużo spraw do załatwienia.
Anna Zmysłowska, dyrektor szpitala ds. medycznych podsumowuje strajkowy dzień: - Grubo ponad sto lekarzy nie pracuje, ale nic się złego nie dzieje. Nikomu krzywda się nie stała - mówi. - Pacjenci dowiedzieli się z mediów o strajku i dziś nie przyszli. Karetki pogotowia omijają nasz szpital. Wiozą chorych gdzie indziej.