Prokurator z Poznania szykuje się do aresztowania partii cukierków z lubelskiej "Solidarności”. Będzie to drugie podejście, pierwsze zakończyło się niepowodzeniem.
Ale w Lublinie prokuratorowi nie wyszło. W środę o godzinie 8 do drzwi prezesa "Solidarności” weszło siedmiu policjantów. Przyszli aresztować parę ton czekoladowych "Michałków” z orzeszkami. - Przyszli z samego rana - opowiada Dariusz Marek, prezes "Solidarności”. - Mieli pismo, ale nic im to nie dało.
Chwilę po policjantach u prezesa Marka pojawił się mecenas obsługujący lubelską firmę i dopatrzył się w poznańskim nakazie uchybień formalnoprawnych.
Potem policjanci dostali kolejne pismo. W nim też mecenas dopatrzył się błędów i policjanci cukierków nie dostali. - Wyszli o 14. Bez "Michałków” - potwierdza prezes Marek. - Ale obawiam się, że wkrótce wrócą. Ktoś chce przeszkodzić konkurencji w gorącym, przedświątecznym okresie.
Dariusz Marek nie kryje irytacji. - Prokurator nie miał chyba ochoty zapoznać się z pełną dokumentacją. "Michałki” robi kilkanaście firm. My robimy "Złote Michałki”, Wawel "Michałki Zamkowe” itd. "Michałki” to po prostu nazwa zwyczajowa. Jak landrynki czy krówki - wyjaśnia prezes. - Potwierdzają to decyzje Urzędu Patentowego oraz wyrok NSA.
- Czekamy na argumenty strony przeciwnej - potwierdza prokurator Mazurkiewicz.
Prokurator odrzuca natomiast zarzuty o działanie na szkodę firm. - Kilka dni temu dostaliśmy opinię od biegłego i zwykłą koleją rzeczy przystąpiliśmy do naszych czynności. Przecież ja nie będę się dostosowywał do kalendarza, bo w życiu bym nic nie zrobił - mówi Mazurkiewicz.
A tymczasem w "Solidarności” nie ma ani jednego "Michałka”. Wszystkie trafiły do sklepów.