– Nie jestem złym człowiekiem, tylko się zagubiłem – przekonywał śledczych Piotr C., który brutalnie zamordował swojego wujka i jego konkubinę. W poniedziałek rozpoczął się ponowny proces zabójcy. W pierwszym został skazany na 25 lat więzienia.
Po apelacji sprawa wróciła na wokandę Sądu Okręgowego w Lublinie, który ma raz jeszcze rozstrzygnąć kwestię kary dla 27-latka. Co do winy Piotra C. nie ma żadnych wątpliwości. Młody człowiek przyznał się do podwójnego zabójstwa. Tylko dlatego w pierwszym procesie nie skazano go na dożywocie.
W poniedziałek Piotr C. potwierdził przyznanie się do winy i swoje poprzednie wyjaśnienia.
– Kiedy już wypłukał się ze mnie alkohol i narkotyki, to dużo myślałem. Żałuję tych dwóch zabójstw, ale nie jestem złym człowiekiem, tylko się zagubiłem – tłumaczył śledczym.
Po ogłoszeniu pierwszego wyroku Piotr C. oświadczył w sądzie, że to sprawiedliwa kara. – Pomyliłem się, bo byłem zestresowany – skomentował w poniedzałek w sądzie. – Nie zgadzam się z tym wyrokiem. Jestem młodym człowiekiem i nie miałem łatwego życia.
Rodzice Piotra C. rozstali się z powodu alkoholizmu matki. Kobieta zabrała ze sobą kilkuletniego wówczas syna, ale po paru latach wyrzuciła go z mieszkania przy ul. Motorowej w Lublinie. Została tylko ze swoim konkubentem Krzysztofem S.
– Oni tam cały czas pili. Głodowali, bo nie mieli na jedzenie, ale myśleli jak się napić – wspominał w poniedziałek przed sądem Jerzy C., ojciec oskarżonego. – Matka wyrzuciła Piotrka i się nim nie interesowała.
Jerzy C. zajął się wychowaniem chłopca, ale nie udało mu się uchronić go przed uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Po śmierci matki Piotr C. wracał na ul Motorową, gdzie pił z jej dawnym partnerem i jego nową konkubiną.
– Krzyczałem, nawet biłem go za ten alkohol, ale pomagało tylko na chwilę – przyznał w sądzie Jerzy C.
W listopadzie 2015 r. doszło do tragedii. W mieszkaniu przy ul. Motorowej Piotr C. zamordował swojego wujka i jego partnerkę. Wcześniej wszyscy pili. Feralnego dnia 27-latek chciał od swojego wujka 100 zł na alkohol. Krzysztof S. odmówił. Panowie kłócili się o to w kuchni, kiedy Piotr robił sobie kolację.
– Zdenerwowałem się. Złapałem za nóż i nawet nie wiem, kiedy dźgnąłem wujka w szyję – wyjaśnił później śledczym. – Jak tak leżał na podłodze, to podciąłem mu jeszcze gardło, bo się ruszał.
Z późniejszych ustaleń biegłych wynika, że zadał wujkowi kilkanaście ciosów w okolice szyi. Po wszystkim mężczyzna zabrał kanapki i poszedł do pokoju. Tam, w fotelu spała Małgorzata P. – konkubina gospodarza. Przebudziła się i koniecznie chciała pójść do kuchni. Wtedy Krzysztof Cz. dźgnął ją w szyję.
– Siedziała na fotelu i była cała we krwi. Widziałem, jak umiera – relacjonował później 27-latek. – Poszedłem do kuchni i wziąłem taki nóż z ząbkami. Ciąłem jej szyję, by się upewnić, że nie będzie żyła.
Po zabójstwie Piotr Cz. zabrał należące do wujka 400 zł. Wziął prysznic, przebrał się i poszedł pić. Pojechał do Warszawy, a potem do Frankfurtu nad Odrą. Kiedy skończyły mu się pieniądze, wrócił do Lublina, gdzie spotkał się z ojcem.
– Ucieszyłem się, że nic sobie nie zrobił – wspominał w sądzie Jerzy C. – Powiedziałem mu, że musi się zgłosić na policję. Co się stało, to się nie odstanie. W sumie to wszystko nasza wina – rodziny i bliskich.
Sprawa wróci na wokandę z końcem marca.