Dwa zarzuty stawia prokuratura członkowi rady nadzorczej miejskiej spółki, który miał zainstalować w firmie nielegalny podsłuch. Dziś zarząd LPEC ma się tłumaczyć z tego, co zrobił, gdy dowiedział się o sprawie. Atmosfera w firmie jest coraz bardziej napięta
Skandal wybuchł we wtorek, gdy do Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej wkroczyła policja, a z firmy wyszła z 46-letnim Konradem B. Zabezpieczono też jego komputer.
Mężczyzna będący członkiem rady nadzorczej spółki usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy instalacji urządzeń podsłuchowych w siedzibie LPEC, a drugi wykorzystania zdobytych tak materiałów w procesie cywilnym, toczącym się przed sądem. – Nie przyznał się do zarzutów. Złożył wyjaśnienia – mówi Katarzyna Czekaj, szefowa Prokuratury Lublin Południe. Treści wyjaśnień nie ujawnia.
Prokuraturę o sprawie powiadomiło siedem pracownic LPEC, wśród nich – była żona Konrada B. Podsłuch był zamontowany w jej mieszkaniu i biurze. Urządzenia nagrywały rozmowy z koleżankami z pracy, w tym kierowniczką jednego z działów, która w procesie rozwodowym rzekomo świadczyła na niekorzyść Konrada B. Panie miały wymieniać na jego temat niepochlebne opinie.
Mężczyzna poczuł się oczerniany i pozwał kierowniczkę, a w sądzie jego koronnym dowodem miały być nagrania. Płytę i stenogramy miał przedstawić w sądzie w czerwcu. Później, jak dowiadujemy się nieoficjalnie, tłumaczył, że dostał je pocztą od nieznanego nadawcy.
Pozwana kierowniczka powiedziała o wszystkim byłej żonie Konrada B. i innym bohaterkom nagrań. Panie zawiadomiły śledczych. Zarzuciły mężczyźnie nie tylko naruszenie prywatności, ale wskazały na możliwość naruszenia tajemnic spółki. Jeszcze w czerwcu powiadomiły o sprawie szefów LPEC.
– Zarząd zlecił czynności sprawdzające wyspecjalizowanej firmie. Po otrzymaniu ekspertyzy złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, dołączając do niego przywołaną ekspertyzę – informuje spółka w odpowiedzi na nasze pytania.
Odpowiedzi żąda też Ratusz, który chce, by na dzisiejszym posiedzeniu rada nadzorcza poprosiła zarząd o wyjaśnienia. – Prezydent oczekuje od rady nadzorczej pełnej oceny sytuacji, wyczerpujących opinii o działaniach zarządu oraz rekomendacji co do dalszych działań – podkreśla Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Co ciekawe wyjaśnień w „sprawie Konrada B.” żądać ma rada, w której ten sam Konrad B. wciąż zasiada. Ratusz go nie odwoła, bo jest on przedstawicielem pracowników. – To w rękach załogi jest dalsze pełnienie przez niego funkcji w spółce – stwierdza Krzyżanowska.
Miasto obiegła też wiadomość o pobiciu, do którego miało dojść wczoraj w siedzibie LPEC. Biuro Zarządu spółki twierdzi, że nie ma informacji „o rzekomej próbie pobicia (...), a jedynie o zaistnieniu konfliktu pomiędzy niektórymi pracownikami”. – Zarząd podjął działania zmierzające do ustalenia przebiegu zdarzeń i od ich wyniku uzależnia ewentualne wyciągnięcie wobec kogokolwiek konsekwencji służbowych – czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.