Piękna idea utworzenia polsko-ukraińskiego uniwersytetu legła w gruzach przez ambicje i spory o pieniądze. Odsłaniamy kulisy rozpadu Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów.
Tydzień temu KUL i Instytut Europy Środkowo-Wschodniej zrezygnowali z udziału w kolegium. Pozostał UMCS i trzy ukraińskie uniwersytety.
Wiadomo było, że kolegium ma problemy finansowe, bo Ukraińcy nie dawali na nie pieniędzy. Politycy dużo mówili, ale za to niewiele robili, żeby pomóc przekształcić kolegium w uniwersytet.
Okazuje się, że to czubek góry lodowej. KUL i UMCS przynajmniej od kilku miesięcy walczyły o wpływy w kolegium. UMCS miał realną władzę: utrzymywał instytucję. I według krytyków dawał mniej pieniędzy, niż dostawał na ten cel z kasy państwa.
– Byłem odcięty od wiedzy na temat finansowania. Wbrew statutowi, moje stanowisko zostało zdegradowane do funkcji reprezentacyjnej – mówi Osadczy.
– Jesteśmy gotowi przejąć finansowanie kolegium – stwierdził w maju we Lwowie ks. prof. Mirosław Kalinowski, przewodniczący konwentu KPiUU.
Władze UMCS zapewniają: dajemy ile trzeba, a nigdzie nie jest powiedziane, ile to powinno być. – Ostatni raz o dotacji na kolegium jest mowa w piśmie z Ministerstwa Nauki w 2007 roku. Później utrzymywaliśmy kolegium z pieniędzy otrzymanych w ramach dotacji na całą działalność UMCS. Jeśli były wątpliwości, ile i na co wydajemy w związku z funkcjonowaniem kolegium, to wystarczyło zapytać. Dysponuję pełnym rozliczeniem – mówi prof. Stanisław Chibowski, prorektor UMCS.
W 2006 roku kolegium wydało na działalność dydaktyczną i funkcjonowanie 2,3 mln zł, w 2007 r. 1,5 mln zł. W 2008 roku 924 tys. zł.
– Odpowiadam za finanse uczelni i nie mogę rozdawać pieniędzy bez uzasadnienia. Powinienem dostawać z kolegium informacje np. o tym, w jaki sposób wyjazd kanclerza Osadczego do Łucka na konferencję historyczną związany jest z działalnością kolegium. Ponieważ nie dostałem wyjaśnień, nie mogłem przyznać pieniędzy na wyjazd. Finansuję to, co ma sens i związek z funkcjonowaniem EKPiUU – stwierdza Chibowski. Zauważa, że Osadczy przez półtora roku "wyjeździł” podczas podróży służbowych ponad 44 tys. zł.
– Jakie ma prawo oceniać prof. Chibowski zasadność moich wyjazdów? Choć jestem kanclerzem, to mam mnóstwo zawetowanych delegacji. UMCS chciał usunąć prof. Kalinowskiego i rządzić w kolegium, a pieniądze to forma nacisku, żeby być posłusznym – stwierdza Osadczy.
UMCS chce, jeśli będzie zgoda ukraińskich uczelni, nadal prowadzić kolegium. KUL i instytut myślą o własnej inicjatywie w oparciu o pieniądze unijne i przekonują do tego Ukraińców.