Józefa Brzozowska z Lublina obchodziła dzisiaj swoje 100 urodziny. Nie obyło się bez życzeń i listów gratulacyjnych. Ale największą radość sprawiły jej bukiety ulubionych kwiatów.
Pani Józefa doczekała się czwórki dzieci, siedmiu wnuków i pięciorga prawnucząt.
– Największym marzeniem babci jest doczekanie praprawnucząt – zdradza Anna Krzemińska-Patroń, wnuczka jubilatki. – Jest na to szansa, bo w prawdzie najmłodszy prawnuk ma zaledwie 2 latka, ale najstarszy aż 30.
Pani Józefa razem z mężem Józefem prowadzili gospodarstwo rolne w pobliżu obecnej ulicy Poligonowej.
– Całe życie uprawiali rolę. To były głównie warzywa, bo wtedy był na to popyt. Do pewnego momentu to się opłacało tak, że można powiedzieć, że rodzice się dorobili. Postawili dom i inne zabudowania – opowiada syn Stanisław Brzozowski.
– Opracowałam się w życiu jak głupi osioł – śmieje się pani Józefa. – Jak to w gospodarstwie, krowy były i świnki. Trzeba było to wszystko oporządzić.
Wszystkie dzieci otrzymały wykształcenie muzyczne.
– Dla mnie babcia jest jak druga matka. Pamiętam, jak zapisała mnie do szkoły muzycznej i idąc z nią za rękę na egzamin śpiewałam jej „Ćwierkają wróbelki od samego rana”. Babcia wymarzyła sobie, że zostanę skrzypaczką. Dzięki niej zdobyłam wykształcenie, zdeterminowała mnie – opowiada Anna Krzemińska-Patroń. – Bo babcia chyba zawsze chciała mieć własną domową orkiestrę. Jako solistka rozkręcała każdą domową imprezę. Zresztą nawet kilka dni temu zachęcała nas do wspólnego kolędowania. Chętnie to robimy, a ona zawsze wiedzie prym.
• Jaki jest sekret długowieczności? – pytamy jubilatki.
– Specjalnie nic nie trzeba robić – zdradza pani Józefa.
– Miałam to, co lubię najbardziej: normalne życie wypełnione obowiązkami. Raz lepiej było, raz gorzej. Zawsze trzeba pracować tylko ważne żeby z uśmiechem i z radością.
• Czego można pani życzyć?
– Uśmiechu. A innym życzę na ten nowy rok zdrowia, wszystkiego co najlepsze i żeby się spełniło, to czego sami sobie życzą.
Z okazji urodzin, oprócz wielu innych prezentów, pani Józefa otrzymała swoje ukochane kwiaty. Bukiet 100 czerwonych róż kupiły dzieci, wnuki i prawnuki.
– Na co dzień jestem dyrektorem Polonijnego Chóru „Filareci” z Detroit. Kiedy koledzy dowiedzieli się, że jadę na 100-lecie mamy kazali mi od nich kupić bukiet 100 białych róż – śmieje się syn Kazimierz Brzozowski. – W sumie więc dostała ich 200.