Po godzinach, dłużej niż przewiduje umowa, ale i tak w lepszych warunkach niż kilka lat temu – tak zdaniem inspektorów pracuje się w lubelskich supermarketach.
Sprawdzano m.in. bezpieczeństwo, czas pracy, terminowość wypłat. – Jest troszkę lepiej. Myślę, że kierownictwo supermarketów wie już, czego może się spodziewać po naszych kontrolach i się przygotowuje – ocenia Krzysztof Sudoł, z-ca okręgowego inspektora pracy w Lublinie.
Wciąż kiepsko wygląda jednak sprawa czasu pracy. Pracodawcy nierzetelnie prowadzą ewidencje, nie zapewniają pracownikom wolnego i każą im pracować dłużej, niż to wynika z umowy.
Jeden z supermarketów został za to ukarany mandatem w wysokości 1000 zł. – Wykroczenia polegały m.in. na zatrudnianiu pracowników na czas powyżej 48 godzin w tygodniu i przekraczaniu 5-dniowego tygodnia pracy – tłumaczy Sudoł.
Inspektorzy mieli też zastrzeżenia do bezpieczeństwa. Pracownicy przewozili towary cięższe, niż dopuszczają normy. Inspekcja skierowała też do sądu wniosek o ukaranie grzywną pracodawcy, który zatrudniał kobietę w ciąży w uciążliwych warunkach.
Supermarkety nie zatrudniają jednak na czarno i płacą w terminie. Ale pracownicy twierdzą, że to za mało.
– Jak można utrzymać rodzinę za 1100 złotych? – pyta Zofia Wach, szefowa Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień ‘80” w lubelskim Tesco. – Jedna osoba musi pracować za kilka, a ci co mają pół etatu pracują 8 godzin.
W połowie października związkowcy z Tesco zorganizowali w Lublinie pikietę. Żądali 300 zł podwyżki. Zapowiadają, że jeśli firma nie zacznie ich lepiej traktować, przed Bożym Narodzeniem zablokują kasy.
– Jesteśmy najgorzej traktowaną grupą zawodową w Polsce. To jest praca od niedzieli do niedzieli, najczęściej za najniższą krajową – dodaje Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”.
– W dodatku, szefowie hipermarketów wykorzystują kryzys, by ciąć etaty. Ci, którzy zostają, wykonują pracę ponad siły. Tego nie wykaże żadna kontrola, a to jest codzienność.