– Policjanci działają w ciągłym stresie, nie każda interwencja jest elegancka. Po latach każdego mogą postrzegać, jako potencjalnego sprawcę przestępstwa – przekonywał przed sądem adwokat głównego oskarżonego. Marcin G. miał razić paralizatorem w genitalia dwóch młodych mężczyzn. Jego koledzy mieli na to pozwalać.
Zawieźli go na izbę wytrzeźwień, potraktowali jak szmatę, nękali i nie udzielili pomocy, chociaż widać było, że jej potrzebuje – tak spotkanie z oskarżonymi opisywał w środę w sądzie ojciec jednego z pokrzywdzonych. – Rafał ciągle to przeżywa. To nadal dla niego szok – mówił Marek K.
Policjanci mu nie pomogli
Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w czasie ubiegłorocznej Nocy Kultury. 24-letni student został pobity w centrum miasta. Kiedy ruszył w pogoń za napastnikiem, trafił na mundurowych. Policjanci nie ścigali jednak sprawców pobicia tylko zapakowali Rafała K. do radiowozu.
– Jak tylko wsiadłem, dostałem gazem w twarz. Później jeszcze raz przy wysiadaniu. Nic nie widziałem – zeznał Rafał K. – Na izbie krzyczeli do mnie „jeb..ny pedale”. Później byłem rażony paralizatorem. Najpierw w klatkę piersiową, a jak się zasłaniałem, to w krocze. I tak na zmianę.
Nad studentem miał znęcać się Marcin G. Śledczy ustalili, że tej samej nocy raził paralizatorem również 30-letniego Francuza – Igora C. Mężczyzna siedział w radiowozie przed wejściem do izby wytrzeźwień. Policjant kilka razy uderzył go w twarz, ściągnął mu spodnie i raził paralizatorem w genitalia. Policjant miał w ten sposób „uczyć Francuza języka polskiego”.
– Tylko dwie kobiety pracujące w izbie powiedziały, co widziały i słyszały tamtej nocy. Małgorzata K. była przerażona tym co zaszło. Policjant nie miał żadnego powodu do używania paralizatora wobec bezbronnych ludzi – przekonywała w mowie końcowej prokurator Barbara Bondyra z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. – Inni pracownicy nie chcą nic powiedzieć, bo musieliby się przyznać do braku własnej reakcji.
Adwokat: Kara ma uczyć, a nie eliminować
Marcin G. został oskarżony o znęcanie się nad zatrzymanym ze szczególnym okrucieństwem. Dwaj inni policjanci – Łukasz U. i Piotr D. mieli pozwalać na takie zachowanie.
– Nie ma żadnego dowodu na winę mojego klienta – mówił w środę w sądzie mec. Andrzej Maleszyk, obrońca Łukasza U. – To nie proces o moralność czy empatię, ale o konkretny występek. Ile trwa ściąganie spodni? 8-10 sekund? Nie ma dowodów, że mój klient tam był i to widział.
Obrońcy Łukasza U. oraz Piotra D. domagają się uniewinnienia swoich klientów. Podobnie wnioskował obrońca Marcina G.
– Mój klient nie był karany, przez 15 lat służył w policji. Ma małe dziecko na utrzymaniu. Kara powinna uczyć, a nie eliminować – przekonywał mec. Stanisław Estreich. – Policjanci działają w ciągłym stresie, nie każda interwencja jest elegancka. Po latach każdego mogą postrzegać, jako potencjalnego sprawcę przestępstwa.
– Proszę o uniewinnienie. Nie popełniłem zarzucanych mi czynów. To co opowiadają pokrzywdzeni, w szczególności ten Francuz, nie miało miejsca – podsumował w ostatnim słowie Marcin G.
Prywatny paralizator w policyjnej szafce
Prokuratura domaga się dla niego kary 4 i pół roku więzienia oraz 6-letniego zakazu pracy w policji. Wobec pozostałych oskarżonych śledczy wnieśli po 1,5 roku pozbawienia wolności oraz 4-letni zakaz pracy w policyjnym mundurze.
Wszyscy oskarżeni służyli w III komisariacie w Lublinie. Po wybuchu skandalu, w szafce Marcina G. odnaleziono prywatny paralizator, którego nie miał prawa używać na służbie. Wszyscy oskarżeni zostali natychmiast wyrzuceni z szeregów policji.