Zostałem omyłkowo przyjęty na studia, które – jak się okazało – nie istnieją. Wtedy zaczęły się moje kłopoty – napisał do nas Igor, który chciał w Lublinie robić doktorat. – Został przyjęty na własną odpowiedzialność i wiedział, co go czeka – odpowiada uczelnia.
– Musiałem przyjeżdżać kilka razy na rozmowy z profesorami innych fakultetów z prośbą o przyjęcie. Żadnej pomocy w tej sprawie kolegium mi nie okazało. Znalazłem się w sytuacji całkowitego braku informacji – żali się Igor.
– To nieprawda – odpowiada dr Aleksy Kucy, dyrektor Centrum Europy Wschodniej UMCS, które przejęło doktorantów od zlikwidowanego w maju tego roku EKPiUU. – Ten student był o wszystkim poinformowany. Uprzedziliśmy go, że nie ma takich studiów, ale on koniecznie chciał robić doktorat z psychologii – podkreśla Kucy. – Został więc przyjęty na studia pedagogiczne. A robienie doktoratu było uzależnione od promotora i władz wydziału. Student zgodził się na własną odpowiedzialność.
To jednak nie koniec kłopotów Igora. – Zostałem przyjęty na studia w drugiej połowie pierwszego semestru. W ten sposób byłem zmuszony przenieść część zajęć z pierwszego semestru na drugi – opowiada. – W drugim semestrze prawdopodobnie zgubiono w dziekanacie moje podanie o zamianie godzin wykładów na godziny hospitacji, w związku z czym te zajęcia nie zostały zaliczone. Mimo, że przyjeżdżałem na nie regularnie przez cały semestr.
– Nie ma żadnej możliwości rozwiązania takich sytuacji przez korespondencję internetową, ponieważ na wielką część swoich pytań i próśb nie dostaję żadnej odpowiedzi – podkreśla student. – A w rozmowach z pracownikami na niektóre pytania dotyczące toku studiów dostawałem odpowiedzi: "nie wiem, niech pan się dowie”.
– Centrum Europy Wschodniej formalnie przejęło doktorantów od EKPiUU, ale praktycznie nasza rola ogranicza się teraz do pośrednictwa w wypłacaniu stypendiów – tłumaczy Aleksy Kucy. – Organizację studiów doktoranckich przejęły wydziały i dziekanaty.
Igor odczuł to na własnej skórze. – Ostatnio, w odpowiedzi na mój list-skargę, zaproponowano mi "skreślenie z listy studentów” – mówi. – Po takiej "propozycji” czuję się faktycznie okłamany przez uniwersytet.