Polityka Radni PiS znaleźli sposób na to, by nie mając większości narzucić innym temat obrad. Za każdym razem, gdy większość Rady Miasta zrezygnuje z serii pytań do prezydenta, to mniejszość zażąda nadzwyczajnych obrad, by stawiać pytania. To oficjalna zapowiedź PiS
W Lublinie od miesięcy jest tradycją, że wspierająca prezydenta większość rady wykreśla z obrad punkt przewidujący czas na zadawanie prezydentowi dowolnych pytań, na które – co do zasady – musi odpowiedzieć od razu. Taki punkt musi być wpisany do porządku każdego posiedzenia. Wymaga tego statut Lublina, czyli coś w rodzaju miejskiej konstytucji.
Ten sam statut nie zabrania radnym skreślenia tego punktu już podczas obrad. Prawie za każdym razem radni decydują, że pytań nie będzie, a jeśli ktoś ma jakąś sprawę, to może złożyć pytanie na piśmie.
Radni PiS znaleźli jednak skuteczny sposób na przepytywanie prezydenta na żywo, choć większość głosów mają nie oni, ale koalicja Platformy Obywatelskiej i Wspólnego Lublina.
Ten sposób to sesje nadzwyczajne, czyli dodatkowe posiedzenia zwoływane na wniosek co najmniej 8 radnych. Z porządku takich obrad nie można nic skreślić bez zgody osób, które o sesję wnioskowały.
PiS wprost zapowiada, że będzie wnioskować o nadzwyczajne posiedzenie za każdym razem, gdy z porządku „zwykłych” obrad będzie skreślony czas na pytania. – W tym samym tygodniu będzie składany wniosek o sesję nadzwyczajną – oświadczył Tomasz Pitucha, przewodniczący klubu PiS. – Dopóki mamy taką możliwość statutową, to tak będzie.
Nadzwyczajne posiedzenie zwołane na żądanie PiS odbyło się już we wtorek. Omawiana była sprawa nazwania nowego mostu, wynajmu lokali dla Urzędu Miasta, a trzecim punktem była seria pytań do prezydenta. Trwała 3,5 godziny.