Na 19 ulicach jednokierunkowych rowerzyści będą mogli jeździć pod prąd. Lubelski Ratusz zaakceptował już listę tych miejsc, ale na efekty każe czekać. Dlaczego? Urzędnicy uznali, że na takie udogodnienia nie ma na razie pieniędzy. A chodzi o kwotę 250 tys. zł.
Druga to kontraruch, czyli dopuszczenie do jazdy pod prąd bez malowania linii na jezdni.
I właśnie o tym drugim rozwiązaniu mowa jest w Lublinie. Póki co jedynym miejscem, gdzie je wprowadzono jest ul. Kozia, choć nie obyło się to bez problemów. Znaki powieszono tu 19 marca, ale wisiały tylko kilka godzin. Na stałe wróciły dopiero w połowie maja.
Urzędnicy zgodzili się na taką organizację ruchu w przypadku kolejnych 19 ulic jednokierunkowych. To Ogrodowa, Raabego, Akademicka, Konopnicka, Orla, Chopina (między Sztajna a Lipową), Zuchów, Legionowa, Głowackiego, Weteranów, Rymwida, Wallenroda, Wajdeloty, Furmańska, Cyrulicza, Lubartowska, Kowalska, Hiacyntowa i Trześniowska.
Miasto uznało jednak, że w tym roku kontraruchu nie wprowadzi, bo trzeba by wydać 250 tys. zł, a Ratusz ma inne, ważniejsze wydatki.
Skąd wzięły się takie koszty? - Nie wystarczy kupić znaki i zlecić ich ustawienie - wyjaśnia Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. - W niektórych przypadkach konieczna jest jeszcze zmiana geometrii dróg. Taki przykład to ul. Kowalska, której wjazd od ul. Lubartowskiej trzeba by poszerzyć. Tu promień skrętu jest za mały, żeby auta skręcające z ul. Lubartowskiej w prawo mogły swobodnie skręcić w prawo nie zajeżdżając drogi rowerzystom.
Na takie prace miasto wyłoży pieniądze najwcześniej w przyszłym roku. Tak przynajmniej wynika z deklaracji urzędników.