Najpierw zrobiło się wgłębienie. Później mała szczelina. Wczoraj dziura w studzience była tak duża, że mogło do niej wpaść dziecko. A wszystko na wąskim chodniku niedaleko szpitala przy ul. Staszica.
- Kto odpowiada za dziury w nawierzchni? - pytamy Andrzeja Bałabana, zastępcę dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej UM.
- My - wyjaśnia Bałaban. - Ale to wina naszego klimatu, że takie wyrwy powstają. Nowe nawierzchnie mają dziesięcioletnią gwarancję. Stare po każdej zimie rozpadają się. W tym roku budżet przewiduje 6 mln zł na bieżące utrzymanie. Jednak za pokrywy studzienek nie odpowiadamy.
Dalej więc szukamy odpowiedzialnych za dziurę. W studzience jest kilka zwojów kabli.
- Dobrze, że ktoś się tym zainteresował - mówi przechodzący ulicą mężczyzna. - Jeszcze jakieś nieszczęście się stanie. Komuś noga wpadnie, albo dziecko się potłucze.
Pochylamy się, by odczytać nazwę na kablu. Tylko jeden jest podpisany - "Lubman” UMCS.
- Czy odpowiadacie za studzienki przy Staszica?
- Nie - mówi Zbigniew Skorzyński z firmy "Lubman”. - To studzienka Telekomunikacji Polskiej. My tylko z niej korzystamy. Podam pani numer telefonu.
Dzwonimy dalej. - Jestem z Dziennika. Czy w sprawie studzienki z okablowaniem mogłabym z panem porozmawiać? - Do kontaktowania się z prasą jest rzecznik. Nic nie mogę pani powiedzieć.
Rzecznik prasowy TP SA urzęduje w Krakowie. Nawet do niego nie dzwonimy. W usunięciu wyrwy pewnie nam nie pomoże.
Wreszcie w południe - po naszym kolejnym telefonie do TP SA - udaje się rozwiązać problem. Tym razem nie ujawniliśmy, że jesteśmy z prasy. Po kilkunastu minutach przyjechała ekipa, postawiła płotek wokół dziury i pojechała. Po godzinie na dziurawej studzience pojawiła się nowa pokrywa.