Rozpoczął się proces Andrzeja R. - oskarżonego o zabójstwo byłego starosty świdnickiego. Mężczyźni przyjaźnili się od lat. Do brutalnej zbrodni doszło podczas imprezy zakrapianej alkoholem
Sprawę Andrzeja R., przedsiębiorcy ze Świdnika, rozstrzygnie Sąd Okręgowy w Lublinie. Proces będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami. Na wniosek rodziny zmarłego sąd wyłączył w czwartek jawność postępowania.
70-letni Wiesław Jaworski, pierwszy starosta świdnicki, zginął w nocy z 17 na 18 czerwca ubiegłego roku. Bawił się wtedy na działce rekreacyjnej swojego przyjaciela, w miejscowości Głębokie. Wiesław Jaworski i Andrzej R. znali się od prawie 30-lat. Z akt sprawy wynika, że regularnie się spotykali.
W dniu zbrodni Andrzej R. chciał uczcić urodziny wnuczki. Zaprosił więc swojego przyjaciela na imprezę na działce. Andrzej R. przyjechał nawet do domu Wiesława Jaworskiego, namówił go na wyjazd i obiecał, że wieczorem odwiezie go z powrotem. Już na działce, do obu panów dołączyli dwaj znajomi – Andrzej M. i Tadeusz K. Wszyscy pili alkohol.
Śledczy ustalili, że w pewnej chwili gospodarz stał się agresywny. Miał pretensje do kolegów o „drobne sprawy”. Z ustaleń prokuratury wynika, że po alkoholu Andrzej R. często stawał się nerwowy. Podczas feralnej imprezy nie poznawał kolegów. Chciał także bić jednego z nich. Atmosfera była coraz gorsza, więc przed godz. 22 dwaj znajomi gospodarza opuścili imprezę. Andrzej R. został sam z Wiesławem Jaworskim.
Prokuratura dowodzi, że gospodarz zaatakował swojego przyjaciela. Nie ustalono jednak, dlaczego to zrobił. Śledztwo wykazało, że Andrzej R. rzucił się na 70-latka z nożem. Ten bronił się, chwytając ostrze. Próbował uciec w kierunku furtki. Napastnik zaczął go wtedy okładać w głowę tępym narzędziem. Zmasakrował mu twarz. Zadał mu także dwa ciosy ostrym narzędziem w szyję. Po wszystkim zostawił ciało przyjaciela na ścieżce przed domem. Sam obmył z krwi kuchenny nóż, a porem zaciągnął zwłoki w zarośla za domem. Rano dzwonił do znajomych i sąsiadów. Mówił, że na jego posesji leży martwy człowiek.
Andrzej R. przekonywał, że nie rozpoznaje zmarłego. Sugerował, że to mieszkaniec wsi, znany z nadużywania alkoholu. Policjanci zatrzymali jednak Andrzeja R., który podczas późniejszego przesłuchania plątał się w swoich zeznaniach. Przekonywał, że feralnej nocy był pijany i niczego nie pamięta. Na działce Andrzeja R. zabezpieczono jednak mnóstwo śladów krwi. Niektórych ktoś próbował się wcześniej pozbyć. Biegli dokładnie przeanalizowali położenie i wygląd śladów. Na tej podstawie odtworzyli przebieg zbrodni. Ich ekspertyza to jeden z głównych dowodów w sprawie. Narzędzia, którym zmasakrowano 70-latka nigdy nie odnaleziono. Andrzejowi R. grozi dożywocie.