– Wszystko się spaliło, ale najważniejsze, że żyjemy – nie może powstrzymać łez Katarzyna Bzicka. Po wybuchu butli gazowej z jej mieszkania zostały zgliszcza. Rodzina potrzebuje pomocy
Kiedy wybuchł gaz byliśmy na zakupach. Jak z nich wróciliśmy nie mieliśmy już domu. To był szok. Straciliśmy wszystko: meble, sprzęt AGD i RTV, ubrania – rozpacza pani Katarzyna. – Ale to szczęście w nieszczęściu, że nas tam nie było. Gdyby córka nie uparła się, że chce jechać do sklepu, to nie wiem jakby się to wszystko skończyło.
Pani Katarzyna razem z trzema córkami – 1,5-roczną Zuzią, 6-letnią Patrycją i 12-letnią Sandrą – mieszka teraz u swoich u rodziców.
– Mój partner przeniósł się do swoich rodziców. Nasze rodziny nie mają niestety takich warunków lokalowych, żebyśmy wszyscy mogli mieszkać razem – mówi kobieta. – Mamy nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy nam pomogą. Potrzebujemy materiałów budowlanych i okien, żeby wyremontować mieszkanie. A także odzieży i środków higienicznych. Już dostaliśmy wózek, żelazko i trochę ubrań. Bardzo za tę pomoc dziękujemy.
Dwukondygnacyjny budynek przy ul. Krętej, w którym w sobotę wybuchła butla, nie może być na razie użytkowany. – Stan techniczny może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi. Stropy i ściany zostały zalane wodą podczas akcji gaśniczej – mówi Joanna Jać, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego miasta Lublin. – Nie mamy dostępu do piwnic, na strych i do lokalu nr 1 na parterze więc nie można ocenić wszystkich zniszczeń. Następny krok to wykonanie, na zlecenie właścicieli, ekspertyzy stanu technicznego budynku ze wskazaniem robót koniecznych do wykonania.
Wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy wkrótce będą mogli wrócić do swoich domów. – Konstrukcja budynku jest solidna, murowana z cegły. Stropy Kleina oparte na stalowych belkach nie wykazywały spękań i ugięć – mówi Jać.
Jak długo rodziny będą poza domem? – To będzie zależało od tego, jak szybko przedłożą nam ekspertyzę i wykonane zostaną konieczne roboty – mówi Jać.
W sobotę po godz. 15 na parterze budynku eksplodowała butla z gazem. Trzy osoby z poparzeniami ciała i dróg oddechowych przewieziono do Wschodniego Centrum Leczenia Poparzeń w Łęcznej. – Ich stan nie pogarsza się, nie zostali zaintubowani. W takich przypadkach sytuacja może się jednak zmienić się z dnia na dzień – mówi prof. Jerzy Strużyna, szef WCLO.
Jedna osoba trafiła do wojewódzkiego szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – To młody mężczyzna. Był na obserwacji na oddziale chirurgicznym, ale jego stan nie był poważny, więc w niedzielę został wypisany do domu – mówi Gabriel Maj, dyrektor szpitala przy al. Kraśnickiej.
Możesz pomóc
Każdy, kto chciałby pomóc rodzinie pani Katarzyny Bzickiej, może się z nią skontaktować pod nr tel. 514 558 371