Dyrektor podstawówki zatrudnił pracowników niezgodnie z prawem – wynika z informacji, jaka trafiła do wydziału oświaty. – Jest mi po ludzku żal – komentuje dyrektor.
Na początku października na biurko prezydenta Lublina trafiło pismo, którego nadawca zarzuca dyrektorowi miejskiej placówki nieprzestrzeganie ustawy o pracownikach samorządowych.
– Dokładnie chodzi o Szkołę Podstawową nr 27 im. Marii Montessori, w której dyrektor szkoły zatrudnił osoby na stanowiskach urzędniczych bez przeprowadzonego konkursu – czytamy w piśmie. – Dyrektor we wrześniu zatrudnił dwie osoby na stanowiskach referenta i specjalisty. Tym samym naruszył obowiązek przeprowadzenia naboru otwartego. Uniemożliwiło to złożenie dokumentów przez osoby zainteresowane podjęciem zatrudnienia oraz wybór najlepszego kandydata do pracy – uważa autor.
Pismo trafiło teraz do Wydział Oświaty i Wychowania UM Lublin, który zajmuje się sprawą. To jednak nie koniec zarzutów.
– Dziwnym zbiegiem okoliczności w szkole zatrudniono nauczyciela, który ma takie samo nazwisko jak inny pracownik. Być może to zbieg okoliczności, a być może kuzynka /córka /siostra pracownika została przyjęta w zamian za przymykanie oka na zatrudnianie znajomych bez przeprowadzonej procedury konkursowej wymaganej przepisami prawa – uważa Czytelniczka, która poinformowała także nas o sprawie i dodaje, że dyrektor SP 27 pełni swoją funkcję od lutego tego roku.
I być może ta ostatnia informacja jest tu kluczowa.
– Nie wiem, kto jest autorem pism, ale mogę to podejrzewać – przyznaje dyrektor Wojciech Josicz. – Kiedy objąłem stanowisko wprowadziłem wiele zmian, które nie wszystkim się podobają. Jestem jednak przekonany, że zmiany mające na celu stworzenie placówki pro-uczniowskiej i pro-rodzicielskiej to krok w dobrym kierunku. Podobnie jak większa indywidualizacja pracy z dzieckiem. To, że zmiany nie wszystkich satysfakcjonują sprawiło, że w szkole utworzyły się różne grupy. To wpływa bardzo źle na pracę. Między wszystkimi pracownikami powinna być jedność. Powinniśmy razem pracować dla dobra szkoły i do tego będę dążył.
Josicz nie ma sobie nic do zarzucenia. Tłumaczy, że nauczyciela spokrewnionego z innym pracownikiem nie zatrudniał. Zrobił to jego poprzednik. Co więcej jest to jedynie zatrudnienie na zastępstwo.
– Pierwszego dnia nauki dowiedziałem się, że osoba zajmująca się administracją sieci zrezygnowała z tego zajęcia. Bez niej praca stanęła. Nie funkcjonowałyby np. dzienniki elektroniczne i strona internetowa szkoły – Josicz tłumaczy się z drugiego zarzutu. – Ponieważ procedura konkursowa trwa ponad miesiąc, musiałem działać szybko. Zdecydowałem się o zatrudnieniu pracowników na czas tymczasowy, do czasu rozstrzygnięcia konkursu, który został już ogłoszony. To zatrudnienie tymczasowe, które było niezbędne do zapewnienia prawidłowego funkcjonowania szkoły.
Josicz przyznaje, że jest mu przykro, że osoby niezadowolone z jakichkolwiek jego decyzji nie przychodzą porozmawiać o tym i wyjaśnić sprawę tylko informują o tym media i urzędników.