Za wykrzykiwanie wulgaryzmów, chodzenie po ulicy, udział w nielegalnym zgromadzeniu – dzisiejsza demonstracja „Nie damy się zastraszyć” to w policyjnych statystykach kilkadziesiąt spisanych osób.
Protestujący przeciwko zaostrzeniu przepisów aborcyjnych mieszkańcy Lublina spotkali się o godz. 17 przy pomniku na skrzyżowaniu Okopowej i Narutowicza.
Mundurowych, którzy licznie pojawili się na miejscu zbiórki i prowadzących do placyku ulicach, powitał duży transparent z hasłem „Bicie pałą to nie praca”, a słowa płynące przez megafony i głośniki w większości były kierowane właśnie do nich.
- Nie możemy przejść obojętnie wobec tego co robi polska policja. Bo stosuje przemoc. Osoby są wyciągane z tłumów, przetrzymywane, pojawiają się podejrzenia stosowania tortur. Przed chwilą w Warszawie radiowóz przejechał komuś po nodze – mówiła jedna z prowadzących na rozpoczęcie poniedziałkowego „spaceru”.
Zanim pochód ruszył, organizatorzy zachęcali, by na ręce zapisać sobie numer do prawnika i najbliższej osoby, „absolutnie nie przyjmować mandatów”, spokojnie dać się wylegitymować i „pilnować swoich koleżanek i kolegów”.
Policja nie reagowała gdy tłum wszedł na ulicę Zesłańców Sybiru, blokując jeden z pasów ruchu. Czoło pochodu próbowała zatrzymać kilkaset metrów dalej. Kilkadziesiąt metrów przed placem Litewskim szpaler trzymających się ręce policjantów stanął w poprzek ulicy. Protestujący nie chcieli jednak zejść za chodnik. „Solidarność naszą broną!” – skandowali.
- Wam wolno wszystko, nam nie wolno nic? – krzyczała w do mundurowych jedna z osób trzymających baner Strajku Kobiet.
W końcu jednak ludzie zeszli na chodnik - skandując przy tym „Faszyści! Policja! Jedna koalicja!”.
Potem policjanci już nie próbowali zatrzymać protestujących. Po zakończeniu manifestacji (przed biurami PiS na ul. Królewskiej) kilkuosobowe patrole przystąpiły do spisywania – głównie osób wypowiadających się przez mikrofon i tych z transparentami. Ale też tych, którzy zbyt ociągali się z pójściem do domu. Jedni zostali wylegitymowali, bo „brali udział w nielegalnym zgromadzeniu”, inni „chodzili po ulicy” lub „wykrzykiwali wulgaryzmy”.
W policyjnych notatkach z dzisiejszego wieczoru pojawia się m.in. nazwisko lubelskiego senatora Jacka Burego, który wcześniej prosił dowódcę mundurowych, by pozwoliła wejść manifestacji na Plac Litewski.
- Bo jestem człowiekiem i Polakiem. Dlatego zostałem spisany – powiedział nam senator.