Miesiąc potrwa sprzątanie Lublina po zimie, która kosztowała miejską kasę o 2,2 mln zł więcej od poprzedniej i wyrządziła dwa razy więcej szkód w nawierzchni jezdni. Ratusz przyznaje, że będzie musiał znaleźć dodatkowe fundusze na drogi
Budżet na utrzymanie dróg został mocno nadwyrężony – stwierdza Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
W miejskiej kasie nie ma osobnej przegródki na odśnieżanie, osobnej na malowanie pasów i jeszcze jednej na łatanie nawierzchni. To oznacza, że jeśli więcej trzeba wydać zimą, to mniej zostaje na lato. A tegoroczna zima kosztowała sporo - prawie 8,2 miliona złotych.
– Największe wydatki mieliśmy na początku lutego – mówi Adam Borowy, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Mostów. Wtedy też padł tegoroczny rekord: – Od siódmej rano 5 lutego do siódmej rano 6 lutego wydaliśmy 360 tys. złotych – podaje.
Teraz kolejne pieniądze trzeba wyłożyć na naprawy jezdni podziurawionych przez zimę. Ich łatanie kosztowało dotychczas 375 tys. złotych i już wiadomo, że na tym licznik się nie zatrzyma, bo wciąż zgłaszane są kolejne jezdnie do naprawy.
Wiosną te same ulice trzeba będzie łatać od nowa, już solidnie. Dlaczego nie od razu? – Ze względu na temperatury nie możemy wejść z docelowymi naprawami. Możliwe są tylko doraźne – tłumaczy Żuk. Podkreśla też, że nie od razu uda się poprawić stan wszystkich dróg gruntowych. – Jest ich ponad 120 km – podaje.
Od wtorku trwa gruntowne sprzątanie ulic po zimie. – Będziemy usuwać piach, sprzątać chodniki, usuwać darń, która narosła – wylicza Borowy. Koszt operacji to 700 tys. zł, a porządki mają trwać miesiąc. – Jeśli warunki atmosferyczne pozwolą, to skończymy je wcześniej.
W tym samym czasie wywożone mają być śmieci, które „wyszły” spod śniegu. Zarówno te przy ulicach, jak i w krzakach, na dzikich wysypiskach. – Te dzikie wysypiska kosztowały nas w ubiegłym roku ponad 800 tys. zł – mówi prezydent. W tym roku na likwidację 16 takich składowisk miasto wydało już ponad 32 tys. zł.
Na swoją kolej czeka jeszcze 17 wysypisk, m.in. przy Nałkowskich, Nadrzecznej, Smoluchowskiego, Wita Stwosza czy Kościelnej. Następne można zgłaszać Straży Miejskiej, której funkcjonariusze przeszukują śmieci w poszukiwaniu danych tego, kto podrzucił odpady. Często zdarza się takie osoby namierzyć, bo w śmieciach zostawiają koperty, czy rachunki.
– W zeszłym roku było ponad 30 takich wypadków – informuje Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. Osoby, do których zapukali strażnicy musiały posprzątać swoje śmieci, a na na pamiątkę dostały mandaty.