Rozpoczął się proces dwojga recydywistów oskarżonych o brutalny rozbój. Grzegorz P. i Angelika M. wywieźli swoją ofiarę do lasu. Młody mężczyzna, nagi i pokaleczony, został później przywiązany do drzewa.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
26-letni Grzegorz P. był już wielokrotnie karany, ostatnio za kradzieże. Mężczyzna mieszkał w Warszawie. Zatrudniał się w sklepach sieci Żabka, które potem okradał. W ubiegłym roku poznał Angelikę M., 31-letnią matkę czworga dzieci z okolic Łukowa. Kobieta również ma na koncie konflikty z prawem. Latem para zamieszkała razem, nie stronili od alkoholu.
Wczoraj para zasiadła na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Lublinie. Proces dotyczy wydarzeń z ubiegłego roku. Podczas jednej z libacji w domu swojej dziewczyny, Grzegorz P. poznał Damiana K. Ten miał zabrać ze sobą Angelikę „na robotę”. Chodziło o odebranie długu. Na tym tle między mężczyznami miało dojść do awantury. Grzegorzowi P. rzekomo nie podobało się narażanie kobiety, która miała już na koncie jeden wyrok. Według śledczych 26-latek uderzył Damiana K. i wymusił od niego 1000 zł. Miały to być pieniądze „za ryzyko”. Grzegorz P. zapewniał w sądzie, że Damian K. sam dał mu gotówkę.
Zdaniem śledczych 26-latek i jego dziewczyna postanowili wymusić pieniądze od kolejnego znajomego. W połowie lipca ubiegłego roku wywieźli mężczyznę do lasu niedaleko Stoczka Łukowskiego. Tam Damian M. dostał pierwsze ciosy butelką w głowę. Później napastnicy kazali mu się rozebrać.
– Poprosiłem go o to, bo szukałem dyktafonu – tłumaczył wczoraj w sądzie Grzegorz P. – Kiedy leżał na ziemi, Angelika M. kopnęła go w brzuch. Kiedy wstał, jeszcze dwa razy uderzyłem go butelką w tył głowy.
Napastnicy chcieli, by rodzina Damiana M. zapłaciła za niego 1000 zł. Mieli im również oddać samochód. Kiedy okazało się, że pieniędzy nie będzie, napastnicy sięgnęli po bardziej drastyczne środki. Grzegorz P. zaczął kaleczyć swoją ofiarę szyjką od butelki.
– Ciąłem od szyi do pępka. Jak zobaczyłem, jak ciało się rozchodzi, to chciało mi się wymiotować – wspominał wczoraj w sądzie Grzegorz P.
Pieniądze od Damiana M. miały być rozliczeniem za rzekome długi. Oprawcy zabrali swoją ofiarę do samochodu. Pojechali odebrać jego auto. Ponownie im się nie udało. Wtedy wrócili z Damianem M. do lasu i przywiązali go do drzewa.
– Chcieliśmy porozmawiać jak cywilizowani ludzie, ale żeby nam nie uciekł – tłumaczył Grzegorz P.
Pobity i skrępowany chłopak został później porzucony w lesie. Oswobodził się i wybiegł na drogę. Pomogli mu przypadkowi ludzie. Wszystkich napastników bardzo szybko zatrzymano.
Grzegorz P. początkowo przyznał się do winy. Mógł dostać pięć lat więzienia. Później jednak zmienił zdanie i postanowił bronić się przed sądem.
– Siedząc w celi poczytałem kodeksy. Co pięć głów to nie jedna. Dla mnie dwa lata w prawo czy w lewo to bez różnicy – oświadczył przed sądem.
Grzegorz P. i Angelika M. wzajemnie obciążają się odpowiedzialnością. Kobieta odpowiada w procesie z wolnej stopy. Nie zajmuje się już swoimi dziećmi, które zabrano do placówki opiekuńczej.