Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

24 marca 2018 r.
20:27

Góra została i na nas czeka. Piotr Tomala z Lublina o Narodowej Zimowej Wyprawie na K2

Rozmowa z Piotrem Tomalą z Lublina, uczestnikiem Zimowej Narodowej Wyprawy na K2.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

• K2 pozostaje jedynym ośmiotysięcznikiem niezdobytym zimą. W poniedziałek, po blisko trzymiesięcznej wyprawie, przylecieliście do kraju. Co pan czuje? Żal, złość, smutek czy radość, że wróciliście w komplecie?

– Sukcesem wyprawy jest to, że wszyscy wróciliśmy cali i zdrowi, w dobrych humorach. Góra została. Mamy o czym myśleć. Zebraliśmy bagaż cennych doświadczeń i myślę, że jest to potencjał na ewentualną kolejną próbę w przyszłym roku.

• 5 marca zadecydowano o przerwaniu akcji górskiej. Napisał mi pan wtedy, że była to jedyna rozsądna decyzja. Teraz, oceniając już na chłodno, faktycznie tak było?

– W tamtym momencie i sytuacji, po opuszczeniu wyprawy przez Denisa Urubkę, było już zbyt mało czasu. Prognozowane było tylko jedno okno pogodowe. Żeby dokończyć pracę, jaką zaczęliśmy, zaaklimatyzować kolejne osoby, które mogłyby podjąć z Adamem Bieleckim próbę ataku szczytowego, potrzebowaliśmy więcej czasu. Cała ekipa pracowała na to, żeby atak podjęli Adam z Denisem. Po wyjeździe Urubki ta koncepcja się posypała i było już za późno.

• Jego decyzja o samodzielnej próbie zdobycia szczytu była dla was zaskoczeniem, czy zanosiło się na to?

– Nie było wcześniej oznak, że coś takiego przyjdzie mu do głowy. Wiedzieliśmy, że według jego teorii zima kończy się z końcem lutego, natomiast nie przypuszczaliśmy, że zdecyduje się na samotny atak. Rano zjadł z nami śniadanie, wyszedł z mesy i poszedł do swojego namiotu. Potem ktoś zobaczył, że oddala się od bazy i idzie w stronę gór. To było dla nas absolutnym zaskoczeniem, ale zaczęliśmy już przypuszczać, co ma na myśli. Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że mimo wszystko musimy jego atak zabezpieczyć. Następnego dnia dwa zespoły wyszły w górę. Gdyby był jakiś sygnał, że coś się dzieje, byliśmy przygotowani, żeby ewentualnie mu pomóc. Po trzech dniach zszedł z powodu złych warunków, a potem wyjechał.

• Jakie miał przywitanie w bazie?

– Cieszyliśmy się, że nic się nie stało, to była dla nas pewna ulga. Potem mieliśmy męską rozmowę. Tak jak przypuszczaliśmy, chciał spróbować jeszcze w lutym. Po powrocie sam podjął decyzję o wyjeździe, kierownik nie musiał interweniować, nikt nie wyrzucił go z wyprawy.

• Czy gdyby nie ta samotna próba Urubki, byłaby szansa na zdobycie szczytu przed 21 marca?

– Tak, bo na początku marca było prognozowane kilkudniowe okno pogodowe. Gdyby wyszli zgodnie z planem, mieliby szansę się w nie wstrzelić i spróbować zaatakować szczyt. Później takiej bezpośredniej próby już nie było i nie było na nią szans.

• Na ustach całego świata znaleźliście się po akcji ratunkowej na Nanga Parbat, w której uczestniczył także pan. Pojawiły się głosy, że była ona sukcesem tej wyprawy.

– Dostaliśmy informację, że dzieją się tam niepokojące rzeczy i może zaistnieć potrzeba ruszenia na ratunek. Wtedy wszyscy w bazie zgłosili chęć udziału w akcji. Ale czy była ona sukcesem? Został tam nasz kolega. Niestety, patrząc obiektywnie, w sytuacji, w jakiej znalazł się Tomek Mackiewicz, pomóc mu byłoby niezwykle trudno. Po odnalezieniu Elisabeth Revol dowiedzieliśmy się od niej, że nie było szans na jego uratowanie. Był za wysoko i znajdował się w kiepskim stanie. Adam z Denisem sprowadzili Eli, można więc powiedzieć, że sukces był połowiczny.

• Jak ta akcja wyglądała z pańskiej perspektywy? Bielecki i Urubko poszli w górę jako pierwsi. Pan z Jarosławem Botorem zostaliście niżej, ale chyba nie czekaliście bezczynnie na rozwój wydarzeń?

– Byliśmy w odwodzie. Mieliśmy działać wynikowo. Gdyby sytuacja rozwinęła się inaczej, mieliśmy podejść w kierunku Eli i ją sprowadzić, a chłopcy mieli próbować iść wyżej. Eli nie była jednak w stanie sama zejść. Miałaby do pokonania pionową, kilkusetmetrową ścianę, po której musiałaby zjechać na linach. Miała odmrożone ręce i nie mogła wykonywać operacji sprzętowych. My z Jarkiem wyszliśmy do podstawy ściany, założyliśmy tam jeszcze kilkaset metrów lin poręczowych i byliśmy gotowi na ich przyjęcie.

• Decyzja o udziale w akcji ratunkowej przyszła samoczynnie? Nie było w głowie myśli, że macie do wykonania swoją robotę?

– Absolutnie nie, to było coś naturalnego. Często się zdarza, że komuś w górach trzeba pomóc. Sama akcja była spektakularna z powodu swojej medialności, ale dla nas nie była niczym nadzwyczajnym.

 

• Po powrocie na ścianę K2 nie brakowało wam przygód. Pan towarzyszył Rafałowi Froni, kiedy spadający kamień złamał mu rękę. Zaczęliście schodzić w dół, gdy ruszyła na was lawina. Fronia w „Dzienniku Wyprawowym” porównał ją do pędzących w waszym kierunku dziesięciu Pałaców Kultury…

– Zimą w Karakorum lawiny zdarzają się niezwykle rzadko. Nie była to lawina śnieżna, tylko ogromny kawał seraka, który oberwał się na górze. W tym przypadku mieliśmy trochę więcej czasu, bo nasi koledzy byli wtedy wyżej i widzieli, jak ten serak się oberwał i zaczął na nas pędzić. Dostaliśmy sygnał przez radio, dzięki czemu mieliśmy 10, może 12 sekund więcej, żeby się schować. To, że Rafał wcześniej dostał kamieniem spowodowało, że byliśmy już niżej i właściwie oberwaliśmy tylko pyłem lodowym. Gdybyśmy byli wyżej, konsekwencje byłyby zupełnie inne... Ale już przed tym wypadkiem z góry zeszły dwie lawiny i za każdym razem na ścianie byłem ja z Rafałem. Tak naprawdę, to ta pierwsza była o wiele bardziej niebezpieczna. Nie zostaliśmy przed nią ostrzeżeni i słysząc huk, mieliśmy tylko około trzech sekund, żeby zareagować. Zdążyłem jedynie wpiąć się karabinkiem do liny, zaprzeć się nogami i przytulić głowę do lodu. Przewaliło się przez nas kilka, może kilkanaście ton śniegu i to tak, jakby jechał przez nas pociąg. Lód wpadł za kołnierz, miałem go nawet w nogawkach. Na kasku pozostało mi kilka śladów po kamieniach. Dopiero po kilkunastu sekundach wszystko się uspokoiło, ale do ust i nosa wdarł się pył, przez dłuższą chwilę nie mogłem złapać oddechu. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, że ten śnieg nie zabrał nas ze sobą.

• Wracając do wypadków, to spadający kamień zranił również Adama Bieleckiego. To pan zszywał mu złamany nos i jak powiedział lekarz, który później dołączył do waszej wyprawy, to szycie było perfekcyjne. Robił to pan już kiedyś?

– Robiłem to pierwszy raz, po prostu zaszła taka potrzeba. Skonsultowaliśmy się z doktorem Robertem Szymczakiem, również himalaistą, wysłaliśmy mu zdjęcia nosa i czoła Adama. Stwierdził, że najlepiej by było to zszyć od razu, inaczej rana nie zrośnie się szybko, co mogłoby wyeliminować Adama z dalszej akcji. Nie mam oporu przed takimi rzeczami. Dostałem instrukcje przez telefon, znieczuliłem kolegę i przystąpiłem do dzieła. Wyszło całkiem nieźle.

• To właśnie z powodu tych wypadków zapadła decyzja o rezygnacji z wchodzenia na szczyt Drogą Basków i przeniesieniu akcji na Żebro Abruzzi. Czy gdyby stało się to wcześniej, szanse na zdobycie K2 byłyby większe?

– Myślę, że tak. Na podstawie wcześniejszych wypraw unifikacyjnych wszystkim nam wydawało się, że to jest optymalna droga na zimę. W lecie wyglądała ona zupełnie inaczej, było więcej śniegu, w którym te kamienie się trzymały. W zimie jest sucho, śniegu jest mniej i głazy zaczęły samoczynnie spadać, o czym nikt nie wiedział. Decyzja o zmianie trasy była słuszna, choć wcześniej zdawało nam się, że to Droga Basków będzie bezpieczniejsza. Natomiast później okazało się, że na Żebrze Abruzzi zostało sporo lin z wcześniejszych, letnich wypraw, co nawet pod względem psychicznym pozwalało czuć się lepiej na ścianie. Ale tego wszystkiego nie dało się wcześniej przewidzieć. Trzeba było tam wejść, żeby się o tym przekonać.

• Jak wyglądały dni w bazie, kiedy ze względu na złą pogodę nie mogliście prowadzić akcji górskiej?

– Mieliśmy do dyspozycji mesę. To taki duży namiot, dogrzewany panikami gazowymi, w którym mogliśmy sobie posiedzieć. Oprócz przygotowywania planów, koncepcji i strategii działań, mieliśmy czas dla siebie. Graliśmy w karty, szachy, można było poczytać książkę. Życie bazowe koncentrowało się głównie tam. Każdy miał ponadto swój własny namiot, w którym można było trochę pobyć w samotności. Ale temperatury pozwalały, żeby siedzieć tam co najwyżej w śpiworze.

• Mieliście też dostęp do internetu. Niektórzy z kolegów udzielali się w mediach społecznościowych, rozmawiali z dziennikarzami w Polsce. Pan raczej tego unikał. Jedyną pana aktywnością na Facebooku przez ten czas było udostępnienie posta, który krytykował otoczkę medialną wokół wyprawy i przyjazd ekip telewizyjnych do bazy...

– To jest dość delikatna sprawa. Dostęp do internetu miał swoje zalety, ale miał też konsekwencje obdzierania nas z tego, co tam robiliśmy. To było dla nas nieco zaskakujące. Ja osobiście wolę działać w górach w nieco bardziej intymny sposób. Nie czuję potrzeby bezpośredniego dzielenia się na żywo tym, co się tam dzieje. Mi jest chyba lepiej, jak tego internetu nie ma...

• A samo zainteresowanie internautów i ten oddźwięk medialny były dla was zaskoczeniem?

– Ja osobiście nie śledziłem tych wszystkich doniesień, wolałem koncentrować się na tym, co miałem do zrobienia. Pośrednio dowiadywałem się o tej całej burzy medialnej, jaka towarzyszyła wyprawie. To było zaskoczeniem, bo żadnej wcześniejszej ekspedycji nie towarzyszył taki rozgłos. Ale chyba taka była społeczna potrzeba. Nie mi oceniać, czy to dobrze, czy źle. Myślę, że potencjalnie może to przyciągnąć kolejnych sponsorów, dzięki czemu będziemy mogli zorganizować następne wyprawy.

• W tych ekstremalnie niskich temperaturach mieliście zapewnione w miarę normalne, jak na te warunki, funkcjonowanie. Jak wyglądały wasze posiłki?

– W bazie mieliśmy kucharza i cztery inne osoby, które pomagały organizować codzienne życie. Każdego dnia przygotowywali nam posiłki. W menu było głównie mięso z dzo, to takie połączenie jaka i krowy. Do tego warzywa, dużo ryżu, placki. Z oczywistych względów wszystko było mrożone...

• A jak wyglądało dbanie o higienę? Trudno wyobrazić sobie prysznic przy minus 30 stopniach…

– Zwłaszcza na początku, w styczniu, było to dosyć trudne. Podczas prysznica woda dosłownie zamarzała pod stopami. Między dwoma dużymi namiotami był rozbity jeden mniejszy, do którego chodziło się z wiadrem. To była jedyna możliwość, ale to standard podczas takich wypraw.

• Wspomniał pan o ewentualnej kolejnej wyprawie. Jeśli pojawiłaby się taka możliwość, nie zawahałby się pan przed powrotem pod K2?

– Przed tą wyprawą dawano nam kilka procent szans na zdobycie szczytu. Teraz zdobyliśmy gigantyczny bagaż doświadczeń, dzięki którym urosły one może nawet do kilkunastu procent. A ja? Góry to moje życie i jeżeli tylko będzie taka możliwość i zakwalifikuję się do kadry, to oczywiście będę chciał spróbować.

Pozostałe informacje

Odszedł dobry duch Chełmianki. Janusz Oleszkiewicz miał 75 lat

Odszedł dobry duch Chełmianki. Janusz Oleszkiewicz miał 75 lat

Był zawsze tam, gdzie grała Chełmianka – na stadionie, przy ławce rezerwowych, w szatni i na trybunach. W wieku 75 lat zmarł Janusz Oleszkiewicz, wieloletni kierownik drugiego zespołu i drużyn młodzieżowych biało-zielonych.

AZS AWF Biała Podlaska przegrał w derbach z KPR Padwą Zamość 27:30

I Liga Centralna Piłkarzy Ręcznych: w derbach KPR Padwa lepsza od AZS AWF Biała Podlaska

W meczu derbowym KPR Padwa Zamość pokonała na wyjedzie AZS AWF Biała Podlaska 30:27. Tym samym zamościanie wzięli rewanż za ostatnią przegraną w wojewódzkim finale Pucharu Polski

Lodołamacze dla LCK. Doceniono przyjazną przestrzeń

Lodołamacze dla LCK. Doceniono przyjazną przestrzeń

Lubelskie Centrum Konferencyjne zostało nagrodzone w konkursie Lodołamacze 2025 w kategorii „Przyjazna Przestrzeń”. To wyróżnienie trafia do instytucji i firm, które szczególnie dbają o dostępność i otwartość swoich przestrzeni dla osób z niepełnosprawnościami.

Ustawa o Ukraińcach. Jest decyzja prezydenta

Ustawa o Ukraińcach. Jest decyzja prezydenta

Prezydent RP Karol Nawrocki podpisał ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy - przekazał w piątek szef prezydenckiej kancelarii Zbigniew Bogucki. Poinformował też, że w poniedziałek do Sejmu trafią dwa projekty: ws. wydłużenia okresu, po którym obcokrajowcy mogą ubiegać się o polskie obywatelstwo, oraz ws. ścigania banderyzmu. Zapisy ustawy ograniczają m.in. wypłatę 800 plus.

Budowa S19

Unia sypie kasą na drogi. Miliony na ekspresówkę z Lublina do Lubartowa

Unia Europejska dokłada miliony do budowy S19 Lublin - Lubartów Północ. Trasa ma być gotowa pod koniec 2027 roku.

Siatkarze Avii w weekend zagrają na terenie beniaminka z Grodziska Mazowieckiego

PZL Leonardo Avia Świdnik celuje w pierwsze zwycięstwo w tym sezonie

W trzeciej kolejce PZL Leonardo Avia Świdnik zagra na wyjeździe ze Spartą Grodzisk Mazowiecki. Sobotnie spotkanie rozpocznie się o godzinie 18

Straż Graniczna rośnie w siłę. Ile zarobią nowi funkcjonariusze?
galeria

Straż Graniczna rośnie w siłę. Ile zarobią nowi funkcjonariusze?

Najpierw 3-letnia nauka, a później służba. W piątek 16 nowych funkcjonariuszy Straży Granicznej złożyło ślubowanie. Zarobią od 5300 zł na rękę.

Niedzielnym uroczystościom będzie towarzyszył przemarsz ulicami Lubelską, Pocztową i Hrubieszowską

Inauguracja roku akademickiego w PANS Chełm. Będą utrudnienia w ruchu

W niedzielę, 28 września, Państwowa Akademia Nauk Stosowanych w Chełmie zainauguruje rok akademicki 2025/2026. W programie znalazła się msza święta, uroczysty przemarsz i oficjalna część w siedzibie uczelni. Kierowcy muszą liczyć się z czasowymi utrudnieniami.

Prohibicja w Lublinie? Spytaliśmy lubelskich radnych
sonda

Prohibicja w Lublinie? Spytaliśmy lubelskich radnych

Temat zakazu nocnej sprzedaży alkoholu w Warszawie obiegł ostatnio cały kraj. Stołeczni radni, póki co wprowadzili prohibicję na terenie dwóch dzielnic. Ale od lipca przyszłego roku ma to już dotyczyć całego miasta. Czy takie rozwiązanie jest potrzebne również w Lublinie? Zapytaliśmy o to miejskich radnych.

Tężnia nad Krzną i ścieżka

Nad Krzną będzie nowe miejsce do odpoczynku. Podest, hamaki i lornetki

Nad Krzną powstanie nowe miejsce do odpoczynku. Urzędnicy szukają teraz wykonawcy.

Maciej Kuciapa (Orlen Oil Motor Lublin): Przygotowania do niedzielnego finału cały czas trwają

Maciej Kuciapa (Orlen Oil Motor Lublin): Przygotowania do niedzielnego finału cały czas trwają

Trwa wielkie odliczanie do niedzielnego, rewanżowego meczu finałowego PGE Ekstraligi. O godzinie 19.30 Orlen Oil Motor Lublin zmierzy się przy Al. Zygmuntowskich z PRES Grupą Deweloperską Toruń. W piątek odbyła się przedmeczowa konferencja prasowa, w której wzięli Maciej Kuciapa i Bartosz Zmarzlik. Z jakim nastawieniem „Koziołki” podejdą do decydującej batalii o złoto?

Z całego serca dziękujemy każdej osobie, która oddała głos za naszymi zwierzakami. To dzięki Wam możemy działać jeszcze skuteczniej i z jeszcze większą nadzieją patrzeć w przyszłość - napisali po ogłoszeniu wyników głosowania pracownicy schroniska dla zwierząt w Zamościu.

Wielka radość w schronisku dla zwierząt. To oni dostaną 1,3 mln zł z budżetu obywatelskiego

Nie strefy sportu, nie modernizacja boiska i nie naprawa drogi, ale gruntowny remont budynku dla psów w schronisku dla bezdomnych zwierząt w Zamościu to inwestycja, która jako projekt ogólnomiejski zostanie w 2026 roku zrealizowana z budżetu obywatelskiego. Jest na to zabezpieczone 1,3 mln zł.

Prezent dla niego: jak trafić w gust, gdy masz 48 godzin

Prezent dla niego: jak trafić w gust, gdy masz 48 godzin

Masz mało czasu, a chcesz podarować coś z klasą? Zamiast szukać przypadkowego drobiazgu, wybierz dopracowany, gotowy zestaw w eleganckiej oprawie. Jeśli potrzebujesz punktu startu, zajrzyj na prezent dla niego - łatwo dopasujesz styl do osoby obdarowywanej. Pomyśl o tym jak o krótkiej ścieżce decyzyjnej: cel, styl, osobisty akcent. Gdy te trzy elementy zagrają, nawet wybór w pośpiechu wygląda jak planowany z wyprzedzeniem.

Płaszcza nie wystarczyło. Policjanci z Chełma zatrzymali 44-latkę ukrywającą się w szafie

Płaszcza nie wystarczyło. Policjanci z Chełma zatrzymali 44-latkę ukrywającą się w szafie

Chełmscy kryminalni odnaleźli poszukiwaną listem gończym 44-latkę. Kobieta, chcąc uniknąć zatrzymania, schowała się w szafie pod płaszczem. Zamiast wolności zyskała dodatkowe zarzuty – tym razem za kradzież z włamaniem na miejscowym targu.

kurtka zimowa M-TAC

Survival w mieście i w lesie – jaka kurtka zimowa sprawdzi się w obu warunkach?

Dlaczego wybór odpowiedniej kurtki zimowej ma znaczenie? Zima w mieście może być równie bezlitosna, co mróz w lesie. Niezależnie czy codziennie przemierzasz ulice, czy wybierasz się na weekendowy survival, odpowiednia kurtka zimowa to podstawa. Wybór nie jest prosty, bo często zwykłe modele są albo modne, albo funkcjonalne, rzadko łączą oba te aspekty. Właśnie tutaj wkracza kurtka survivalowa, która łączy wytrzymałość z estetyką. W codziennym użytkowaniu docenimy jej lekkość i wygodę, a w lesie – odporność na warunki atmosferyczne.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium