Gdyby Jezus żył w naszych czasach, to słuchałby Radia Maryja czy raczej czytał wiersze Miłosza?
Jezus był Żydem.
Matka Boska również. Podobnie zresztą jak apostołowie.
Wszystkich łączy jeszcze jedna cecha: niespotykanie szczęście.
Szczęście polegało na tym, że nie pisali wierszy i nie pracowali w gazecie. I żyli dwa tysiące lat temu.
Teraz czasy się zmieniły i na świecie jest mniej szczęściarzy.
Wielkim pechowcem jest Czesław Miłosz, który pisał wiersze. Dostał nagrodę Nobla. Dostał gratulacje od Jana Pawła II. Był jednym z najlepszych polskich poetów. Oprócz tego stać go było na własne poglądy. Ale brakowało mu jednej rzeczy: ciasnoty umysłowej, dzięki której mógłby zostać fanatycznym zwolennikiem Jedynie Słusznej Prawdy.
Teraz, za karę, Radio Maryja i Nasz Dziennik urządzają mu chryję nad trumną. Polakożerca, bezbożnik, wszetecznik. Te opinie zastępy Padre Rydzyka głoszą otwarcie. Między wierszami zaś, to co zwykle: Żyd, ale – dla odmiany – litewski.
Innych pechowców wskazał prałat Jankowski. To niezwykle skromny i miłujący bliźnich sługa boży. Jednak wśród jego bliźnich są równi i równiejsi.
Równiejsi to młodzi chłopcy i zorganizowane grupy starszych ludzi, które biją reporterów.
Nieco mniej miłości prałat ma dla Żydów. Zwłaszcza dla tych, którzy śmią źle o nim pisać. Prałat jest wspaniały i nikomu krzywdy nie zrobił. Kto twierdzi inaczej, ten jest podłą judeokomuną i atakuje Boga, Honor, Ojczyznę i coś tam jeszcze.
Zamiast wniosków, dwa pytania:
Gdyby Jezus żył w naszych czasach, to słuchałby Radia Maryja czy raczej czytał wiersze Miłosza?
I pytanie do prałata: Czy dziś Jezus budowałby bursztynowy ołtarz, zakładał sześć kilo biżuterii, a potem wrzeszczał na wszystkich, którzy mają czelność mieć inne zdanie?