Nie pamięta swojego pierwszego tekstu, ale jest przekonany, że na początku było słowo. Dopiero później teatr, obraz, barwy i energia z nich bijąca. Ulubiony poeta: Norwid. Zachwyca melodią, słychać u niego wzburzenie. Ulubiony wiersz: "Marionetki", które recytuje z pamięci. Swoich tekstów nie zna i nie lubi. Tak jak obrazów.
Dla Janusza Nusika-Powalskiego sztuka to wieczna walka: z samym sobą, z kolegami i koleżankami, z urzędami.
- Artyzm zawsze przeszkadza, mój dom był zbudowany jako pojemnik sztuki, wychodziłem ze sztuki, jadłem ze sztuką, wstawałem ze sztuką. Zamiast 5 prac robiłem 50, później zamiast 50 robiłem 500 - mówi.
Długie włosy
Urodził się w prima aprilis, w 1957 roku. Szlif malarski zdobył w ognisku plastycznym przy ul. Grodzkiej, wcześniej uczył się w Zespole Szkół Zawodowych przy ul. Długosza, ale jego wrażliwość wzięła górę i się przeniósł.
- Odwaga to złe słowo, to był rzut na jakąś dziwną taśmę. Nagle uczyłem się pod okiem profesorów z liceum plastycznego - wspomina. W okresie "mechanika" należał do forpoczty noszenia długich włosów. - W szkole zawsze stał ktoś z suwmiarką i wołał do któregoś z uczniów "chodź tu!", po czym mierzył mu włosy i jeśli były zbyt długie, wyrzucał z budynku. Gdy ze mną tak zrobili wróciłem z ojcem, mieliśmy kodeks ucznia, ojciec zapytał dyrektorki, gdzie w kodeksie jest zakaz noszenia długich włosów. I tak pomału, pomału zaczęli to tolerować. Mechanik był pierwszy, dopiero później Staszic, Zamoyski jako trzeci zaczął nosić długie włosy.
Do ogniska plastycznego trafił w 1976 roku. Malarstwa uczył go m.in. Andrzej Krasowski, późniejszy dyrektor Liceum Plastycznego im. Cypriana Kamila Norwida. Było ciężko, Nusik-Powalski musiał rysować krzesła i portrety, wszystko realistycznie. Rodzice nie byli zadowoleni z wybranej ścieżki, widzieli go jako inżyniera. - Próbowali mi to wybić z głowy do tego stopnia, że nie mogłem zaglądać do lodówki, "chcesz być artystą, to idź do roboty, nie chcesz być inżynierem, to idź do roboty" powtarzali, na co ja: "moglibyście mi pomóc". "Sam sobie pomóż" odpowiadali.
Teorie
Gdy miał 24 lata, odbyła się jego pierwsza wystawa. Prace Nusika-Powalskiego pojawiły się w Muzeum Diecezjalnym (Obecnie Muzeum Archidiecezjalne Sztuki Religijnej w Wieży Trynitarskiej), na kredowym papierze wydrukowano 250 katalogów. W 1982 roku uzyskał państwowy tytuł artysta-plastyk, w tym samym czasie zaczął tworzyć własne teorie sztuki, pierwszą był termizm, ostatnią: supranaturalizm, a pomiędzy nimi inne "izmy": inkarnacjonizm, elukubryzm, tabularyzm... wszystkie opracował sam, wszystkie mają swoje definicje. Supranaturalizm na przykład w jego teorii polega na przesyłaniu przez obraz odpowiedniego ciepła. - Według tej reguły istnieją kolory chromatyczne i achromatyczne, od bieli poprzez czerwień, pomarańcze, żółcie do fioletu i czerni barwy emitują odpowiednią energię - wyjaśnia.
O swoich koncepcjach sztuki napisał nawet książkę "Navigare necesse est" (tytuł jest cytatem Plutarcha, który po polsku brzmi "żeglowanie jest koniecznością"). W pewnym momencie zainteresował teatrem, w 1984 r. powstało jego Studio Misteryjne. Z powodów finansowych teatr popadł w stagnację, ale - jak zapewnia artysta - ciągle istnieje. Obecnie stara się reaktywować przedsięwzięcie. Planuje zrobienie filmu dokumentalnego poświęconego jego działalności, problem w tym, że część osób, które go współtworzyły już nie żyje, reszta po prostu pozakładała rodziny i zapomniała. Niektórym w życiu się nie powiodło, stąd pomysł banku żywnościowego, który organizuje razem z Bractwem Miłosierdzia im. św. Brata Alberta. Nusik-Powalski pomaga w ten swoim kolegom z teatru, którym coś nie wyszło w życiu.
Wiersze
Największą jego namiętnością obok malarstwa i teatru jest poezja, zachwycają go polscy romantycy, na pierwszym miejscu stawia Norwida.
Jak się nie nudzić na scenie tak małéj,
Tak niemistrzowsko zrobionéj,
Gdzie wszystkie wszystkich Ideały grały,
A teatr życiem płacony
- cytuje z pamięci swój ulubiony utwór poety, "Marionetki". Dlaczego akurat ten? - Bo sam jestem marionetką, pan jest marionetką, wszyscy to marionetki - wyjaśnia.
Jednym z jego młodzieńczych marzeń był wyjazd do Paryża. Do miasta artystów udało mu się dotrzeć w 2000 roku. Tam kupił butelkę francuskiego wina i poszedł ją wypić pod wieżą Eiffla, dokładnie tak, jak zaplanował 20 lat wcześniej. Miał żonę, również artystkę, ale nie chce o tym opowiadać. - Małżeństwo pomaga w życiu, ale dla artysty może być również problemem - mówi krótko. 4 lata temu w niejasnych okolicznościach stracił dostęp do swojego domu i pracowni, musiał zamieszkać w schronisku dla bezdomnych mężczyzn przy ul. Garbarskiej w Lublinie.
Czwórki
To go nie złamało, jego prace wystawiane były w Młodzieżowym Domu Kultury nr 2 przy Bernardyńskiej oraz filiach biblioteki im. H. Łopacińskiego. Działał w Zakładzie Malarstwa dla Bezdomnych "Nie do odrzucenia", tam spotkał Rafała Rutkowskiego, lubelskiego poetę i animatora kultury, członka Pracowni Sztuki Zaangażowanej Społecznie "Rewiry".
- Wkrótce zakład malarstwa został zamknięty, a my otwieraliśmy akurat Punkt Kultury przy 1 maja. Janusz opowiedział mi o swoich wierszach, zaprosiliśmy go do Punktu - opowiada Rafał Rutkowski. W kwietniu na "Przystanku Poetów" w Punkcie Kultury odbyło się spotkanie z jego poezją. W przygotowaniu jest tomik jego wierszy, a Nusik-Powalski wypracował własny, "matematyczny" system układania tekstów. W tomiku uszeregowane są czwórkami, trzy pierwsze teksty oznakowane są cyframi rzymskimi, czwarty, zamykający cykl w tytule ma znak równości.
Wieczór
20 maja w kawiarni artystycznej w Tarasach Zamkowych odbędzie się wieczór poetycki. Swoich tekstów nie zna na pamięć i nie lubi, podobnie jest z obrazami. - Boję się, że jakbym polubił jakiś swój obraz to przestałbym tworzyć, albo popadłbym w samozachwyt - wyjaśnia.
Obecnie najważniejszym jego celem jest zrobienie filmu o Studiu Misteryjnym, chce w ten sposób uczcić ludzi, którzy z nim pracowali.
- Nie wiedziałem, że to będzie takie trudne. Odwiedziłem raz jednego z pracowników teatru, powiedziałem, że chciałbym zrobić o nas film, na co on, że był tylko dzwonnikiem w spektaklu. Ale przecież gdyby nie to jego uderzenie w dzwon, to sztuka by nie wyszła! - mówi Nusik-Powalski. - Żebym mógł iść dalej, muszę rozliczyć ten trwający 35 lat rozdział.