Przez ostatni tydzień stał się najpopularniejszą postacią w kraju. Na internetowym forum lawina postów na jego temat: Białystok
za Kononowicza przeprasza, Warszawa wybacza, Kraków gratuluje, Lublin też chce takiego, Kalisz "zazdraszcza”, a Rzeszów "łączy się w bólu”.
Na Allegro, za jego turecki sweterek ktoś chce zapłacić prawie milion złotych. Mało tego: Kononowicz robi karierę za granicą, bo jego spot wyborczy jest tłumaczony na angielski
- W niewoli niemieckiej był, potem w ruskiej, za Sowieta siedział na Kopernika, bo był w AK - opowiada z namaszczeniem. Nie bardzo wiadomo, kiedy było to "za Sowieta”, bo rodzice Kononowicza przyjechali do Polski z Białorusi, z ostatnią falą repatriantów w 1958 roku i zamieszkali w Wilkowie pod Kętrzynem.
Tam prowadzili duże gospodarstwo, a Krzysztof poszedł do szkół. - Na czwórki się uczyłem - wyznaje. - A przedmiot najbardziej lubiłem to gospodarka. Jak szło orać, to się o to z bratem biłem. I konie cztery mieliśmy i moją Kasztankę. Piłsudski miał podobną. I jak przyjechaliśmy do Białegostoku w 1975, bo rodzice sprzedali gospodarkę za rentę, to ja do tej pory za nią tęsknię.
Świnek pięć
- Byłem wiceprzewodniczącym Solidarności - ujawnia opozycyjną kartę swego życiorysu. - Milicja szukała mnie, przyjeżdżała tutaj do mamusi i tatusia, ale ja uciekłem na Białoruś. Tam schowałem się w domku, co po rodzinie został, a brat chodził mi po zakupy. A potem wróciłem. Na granicy problemu nie było, bo ja zlewki dla prosiaków ze Straży Granicznej brałem i wszystkich tam znam, wszystkich komendantów, zapytajcie.
Od dwunastu lat jest bezrobotny. Pięć świnek sobie hoduje. Jedną ksiądz już zamówił na święta. Ale wcześniej cztery lata pracował jako gospodarczy w Urzędzie Miejskim. Napatrzył się.
- Tam burdel jest tylko i pijaństwo - opowiada.
Ostatnio starał się o pracę w policji.
- Przyszedł do nas z mamusią - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji. - Przyniósł podanie i profesjonalnie napisane CV. Chciał zostać naszym szefem, ale nie miał wystarczających kwalifikacji.
Żonę znajdzie
To pani Leokadia kupuje mu ubrania; w tym słynny sweter.
Pan Krzysztof jest starym kawalerem. Ma 43 lata.
Pani Leokadia nie ukrywa, że w domu jest nędza. Kiedy żył ojciec, co miesiąc dostawali jakieś dwa tysiące złotych renty. Teraz ona i dwóch synów utrzymują się tylko z emerytury matki (800 złotych) i renty brata (600 zł). - Ciężko wyżyć. Trzeba od ludzi wypożyczać. Dlatego i syn poszedł na prezydenta - mówi pani Leokadia. I dodaje: Ale potem to pojedziemy z synem do Kaczyńskiego. On już wie, że rentę po mężu trzeba nam zwrócić.
To takie proste
To m.in. dzięki takim pomysłom zyskał sławę. W swoim słynnym spocie Kononowicz zapowiadał, że zrobi tak, by nie było pijaństwa, nie było narkotyków... "nie było niczego”.
I to chwyciło, bo wcale nie zajął - jak można by się spodziewać - ostatniego miejsca.
Kandydat Podlasia XXI wieku zdobył dwa proc. głosów i nie zamierza rezygnować z dalszych działań politycznych. Mało tego, w wywiadach telewizyjnych już zapowiada, że będzie jeździł ze swoim programem po całej Polsce.
Czy Krzysztof Kononowicz ma szansę na trwałe zagościć w naszej polityce? Pewnie nie, ale w tej chwili jest najpopularniejszy. Jego wyborczą reklamówkę na portalu YouTube obejrzało już ponad trzy miliony osób.
Żaden "klasyczny” polityk na taki wynik nawet nie ma co liczyć.