Koleżanka, która jest nade mną, pastwi się nad Bogu ducha winnymi chłopami, zwanych co kilka lat dumnym słowem elektorat, zadając im zupełnie bezzasadne pytanie-wyrzut: „Ludzie! Gdzie wy mieliście oczy i uszy przed wyborami?” A w domyśle: nie dostaniecie unijnych dopłat do hektarów, bo, zamiast ludzi kompetentnych, wybraliście sobie do władz kompletnych ignorantów.
Jak to: gdzie mieli oczy? W telewizorze, gdzie nad swym strasznym losem użalała się zdradzona (po raz 179) przez wrednego don Pedro biedna Esmeralda lub po inna Maria Celesta. Uszy chłopstwo nasze, reprezentowane przez swe przedstawicielki płci nadobnej, miało w głośnikach telewizora, z których dochodziły odgłosy rozpaczy i miłosnego zawodu owych nieszczęsnych Joland i Brzydul, skrzywdzonych na ścieżkach miłości przez ptaki ciernistych krzewów.
Chłopi, jako – niezależnie od zawartości we krwi – najtrzeźwiej myślący odłam społeczeństwa, już dawno bowiem zrozumieli, że wybory do niczego dobrego nie prowadzą. Jako bystrzy obserwatorzy środowiska przyrodniczego i żyjących w nim organizmów, zauważyli, ze pomiędzy kolejnymi mutacjami wirusów (szczególnie grypy), pasożytów jelitowych i polityków oraz działaczy samorządowych w zasadzie, poza rozmiarami, nie ma żadnej różnicy. Przeciwnie – istnieje bardzo charakterystyczne podobieństwo: każda nowa populacja jest żarłoczniejsza od poprzedniej, coraz odporniejsza na reakcje obronne żywicieli i coraz bezczelniejsza. I podają myślący chłopi dowód: cwaniacy, którzy, obrzydliwie doili naszą kochaną ojczyznę w czasach faktycznych, acz zakulisowych rządów Maryjana K. (ksywa TKM) to był mały pikuś w porównaniu z polityczno-gangsterską mafią, która oplatała nasz kraj obecnie i wyciska z niego ostatnie soki. Prostym następstwem takiej konstatacji jest to, iż w wyborczą niedzielę większość stanu chłopskiego woli oglądać Brzydulę niż urnę.
No dobrze, ale co nam z takiej smutnej obserwacji przyjdzie? To już w Polsce naprawdę nie ma żadnych widoków na poprawę, skoro po głodnych politykach nieuchronnie przychodzą jeszcze bardziej wygłodniali, jeszcze bardziej pazerni, już nie bojący się nie tylko Boga, ale nawet prokuratora i arcybiskupa?
Widoki są. Wystarczy spełnić jeden warunek: zaprzestać wyborów. Nie mówię, że natychmiast, że już na zawsze Polską mają rządzić towarzysze Leszka Millera. Jak dowodzi najnowsza historia, dla społeczeństwa nie ma wszakże większego znaczenia, kto tu rządzi – każda kolejna ekipa praktycznie dba tylko o swe interesy.
Choć trzeba przyznać, że sprawujący władzę w obecnej chwili mają pewien walor: są już z lekka podkarmieni. Nie to, co wygłodniałe wilczki, sępiki i kameleonki z partii opozycyjnych, coraz głośniej domagające się odstąpienia czerwonych od koryta, aby zająć ich miejsce.
Kraj nasz, choć w bogactwa zasobny, kolejnego naporu na koryto może jednak nie wytrzymać. Jedyna szansa na ocalenie to – moim zdaniem – zmiana ustroju. Socjalizm się nie sprawdził, kapitalizm twarz ma nieludzką, jedyną nadzieję stwarza monarchia, którą możemy powołać w wyniku demokratycznego referendum. Zaletą monarchii jest też to, że, Andrzej Lepper królem nie zostanie, bo – jak się okazuje – jest socjalistą. Ani Leszek Balcerowicz, który, jak od dawna wiadomo, musi odejść.
A poza tym wszyscy mają szansę.