• Spuścili cię...
– Mam to gdzieś.
• Ludzie mówią...
– Słowa puste.
• Przez co spadłeś?
– Przez Kapustę.
• Ostry byłeś...
– W gestach, minach.
• Dokąd teraz?
– Do Lublina.
• Żal powracać?
– Każdy przyzna.
• A co z Izą?
– Zdrada. Schizma.
• Co z twą partią?
– Słaba, blada.
• Stan kliniczny?
– Szkoda gadać!
• Zatem – koniec?
– Nie, lek już jest.
• Jego nazwa?
– Panbaron Grześ.
• Lek sprawdzony?
– W Komitecie*
• W płynie, w proszku?
– W galarecie.
• A jak działa?
– No... nie szkodzi.
• Po nim pacjent...
– ... szybciej schodzi.
–––––––––––––––––––––––
Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Lublinie
Grzegorz Kurczuk
– warszawiak, który przybył do Lublina, aby robić karierę w Warszawie, ale Warszawa woli, żeby jednak w Lublinie. Kilka dni temu obalił pogląd filozoficzny, głoszący, iż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – ponownie zasiadł na tym samym tronie lubelskiego barona SLD. Były minister; znany z doskonałego poczucia humoru – zapowiadał (podobnie jak niektórzy poprzednicy), że w Polsce pod jego resortowym przewodem nastanie sprawiedliwość, praworządność, ład i porządek. I jeszcze, żeby przestępcy się go bali. Gdy to przestępcy usłyszeli, to im ze śmiechu sztuczne szczęki powypadywały