Taki anons na ostatniej stronie znaleźli czytelnicy „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego”, którzy kupili gazetę z 16 maja 1939.
Mieć cuda z dawnych bajek
– Niekrępujące wejście? To pewnie informacja o klatce schodowej dla służących. Mieszkania takie jak to pod „8” czy pod „5” miały dwa wejścia. Jedno z głównej klatki schodowej, a drugie od strony kuchni, z których korzystały gosposie – mówi pani Krystyna, która jest trzecim pokoleniem mieszkańców kamienicy przy Wieniawskiej 4.
Jej dziadkowie byli w 1912 roku pierwszymi lokatorami. Rodzina w swojej historii opuszczała swoje mieszkanie tylko raz, gdy Niemcy wysiedlili wszystkich Polaków. – Wtedy to było bardzo nowoczesne, eleganckie miejsce. Przedwojenne mieszkania z łazienkami i toaletami to była rzadkość. Nie wszyscy mogli sobie na wynajem pozwolić. Dziadek mógł, był skarbnikiem Lublina. Tak się wtedy nazywała ta funkcja w magistracie – wspomina współwłaścicielka okazałej nieruchomości.
Czasy Pari-Banu pamiętają ceglane ściany, wysokie na 3,30 metra pokoje, kolorowe kafelki mozaiki na podłodze frontowej klatki schodowej. Musiała używać poręczy, której żelazne wsporniki nadal oplatają te same żelazne liście. Medium jasnowidzące musiało przechodzić przez ciężkie drewniane drzwi bramy, które teraz są jak nowe ale tkwią w zawiasach od 105 lat.
Jak informuje anons czekała na zainteresowanych najpewniejszymi poradami udzielanymi w transie do godz. 20. Jeśli później wychodziła na miasto, to wrócić powinna przed godz. 23.
– Po tej godzinie brama była zamykana. Jeśli ktoś wracał w nocy, dzwonił budząc dozorcę, który wstawał i otwierał. Brał przy tym 2 złote – dodaje pani Krystyna, która pamięta, że takie zwyczaje panowały jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku.