Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

11 lipca 2002 r.
17:29
Edytuj ten wpis

Największe wpadki przede mną

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
• Czy zawsze interesowała pana polityka, od której wiele osób się odżegnuje, twierdząc, że jest brudna?
– Polityką zajmowałem się ze względu na wykonywaną pracę – najpierw w Bydgoszczy, gdzie byłem rzecznikiem prasowym prezydenta miasta, a teraz jako dziennikarz telewizyjny. Politykę uważam za coś pasjonującego i nie do końca zgadzam się z tezą, że jest brudna. Jest tak samo brudna, jak brudne są inne dziedziny naszej egzystencji.
• Czy łatwo ujarzmić temperamenty polityków, których pan zaprasza do studia?
– Nigdy nie miałem z tym problemu. Raczej bywa odwrotnie – trzeba pobudzać polityków, wciągać do rozmowy. Czasami zdarza się, że politycy czy inni zaproszeni goście kluczą wokół tematu, nie dają właściwej odpowiedzi lub wręcz mówią nieprawdę. Zdarzały się też sytuacje, kiedy fakt mówienia nieprawdy był ewidentny. Nie robię problemu z tego powodu, że ktoś mówi bzdury. Widz ma swój rozum i należycie to oceni.
• A jeśli polityk uchyla się od odpowiedzi na postawione przez pana pytania?
– Próbuję skierować rozmowę na właściwe tory. Tak naprawdę między dziennikarzem a politykiem w studiu toczy się pewien rodzaj wojny, a na pewno konflikt, który jest wpisany w istotę funkcjonowania tych dwóch światów: świata polityki i świata dziennikarzy. Dziennikarze chcą wiedzieć wszystko o politykach, a politycy bardzo się przed tym bronią.
• Jak pan dobiera rozmówców do programów?
– Rozmówcę trzeba nie tylko trafnie dobrać, ale też – jeśli zaprasza się więcej niż jedną osobę – jakoś je do siebie dopasować. Np. rangą polityczną, poglądami... Nie wystarczy, że jeden poseł będzie z koalicji, drugi z opozycji, by dyskusja była żywa i miała sens. Trzeba tych ludzi znać, przewidzieć efekty dyskusji. Trzeba wiedzieć, kogo można przycisnąć, kogo trzeba wyłącznie prosić, komu schlebiać, a kogo potraktować szorstko. Umiejętność dobierania, zapraszania gości, dotarcia do nich to jest rozległa gałąź naszej wiedzy zawodowej. Notes pełen dobrych adresów i telefonów to wielki kapitał.
• Jak w ogóle zaczęła się pana przygoda telewizyjna?
– Zadecydował przypadek. Pochodzę z Bydgoszczy, gdzie mój ojciec był dziennikarzem prasowym, sekretarzem redakcji tygodnika budowlanego „Profile”, ukazującego się do dzisiaj. I ojciec namawiał mnie raz po raz, żebym poszedł w jego ślady. Ale mnie się ta praca nie podobała, wydawała się zajęciem dosyć czasochłonnym. Zwłaszcza, gdy widziałem, jak ojciec pisał teksty albo ślęczał nad szczotkami – składem ręcznym każdej strony gazetowej, bo składu komputerowego jeszcze wtedy nie było. „Po jakie licho mi taka praca, jeśli całe życie jest zajęte” – powtarzałem sobie.
Skończyłem pedagogikę kulturalno-oświatową i później pracowałem w klubach, domach kultury... Jakiś prywatny biznes też prowadziłem po tym, jak Wałęsa zachęcał, żeby poznać siłę swoich pieniędzy. No to poznawałem, ze zmiennym szczęściem, a właściwie bez szczęścia. Wreszcie, na początku lat 90., znalazłem się w samorządzie bydgoskim, zostałem rzecznikiem prasowym prezydenta miasta. Ale po wyborach w 1994 r. prezydent stracił posadę, a ja razem z nim. Wtedy miałem już niezłe kontakty z mediami i zostałem namówiony do pracy w bydgoskim ośrodku telewizyjnym. Czego tam nie robiłem! Byłem prezenterem, reporterem, wydawcą, a nawet – przejściowo – zastępcą dyrektora.
W tym czasie ogłoszono konkurs, którego celem było wyłonienie nowych twarzy do południowego wydania „Wiadomości”. Koledzy w Warszawie mówili o tym konkursie z przekąsem: szansa na sukces. Zaskoczenie moje było wielkie, gdy zostałem wybrany. No i zaczęło się. Tak na marginesie, przez wiele lat uważałem, że nie mam specjalnych predyspozycji do tej pracy. Jestem „lekkim przypadkiem” dysleksji. Czytanie sprawiało mi dużą trudność. Cóż, często tak bywa, że życie dokonuje za nas wyborów. Z drugiej strony w czasie konkursu nie wszystko było przypadkiem. Wcześniej, w Bydgoszczy, miałem wiele wejść na żywo do programów informacyjnych, więc nie byłem już osobą anonimową.
• Jak wygląda pański dzień pracy?
– Jeśli wieczorem prowadzę „Wiadomości”, to przygotowania do tego programu zaczynają się już posiedzeniem kolegium o godz. 10, a jeśli „Monitor”, to kolegium zbiera się o jedenastej. To jest etap planowania kształtu obydwu programów. Inaczej mówiąc – wybierania tematów, analizowania, co jest ważne, a co mniej ważne, co trzeba koniecznie zrobić, a z czego można zrezygnować. W momencie, gdy się już podejmie wiążące decyzje, rozpoczyna się praca z reporterami nad kształtem materiałów filmowych. Między godz. 16 a 17 siadam zwykle do komputera, żeby przeczytać informacje, które spłynęły od dziennikarzy i skonstruować zapowiedzi.
Przygotowując się do prowadzenia „Monitora”, trzeba przestudiować, prześledzić materiały, które pomogą w nakreśleniu rozmów z zaproszonymi do studia gośćmi. Czasami są sytuacje dramatyczne. „Monitor” jest emitowany na żywo przed godziną 23 i zdarza się, że ok. godziny dziewiętnastej nie wiem, czy jakiś polityk zgodzi się na udział w programie. Nie są to sytuacje częste, ale się zdarzają. I wtedy już cały wachlarz sposobów musi być użyty, żeby znalazł się w programie ktoś naprawdę kompetentny.
• Co pana stresuje w tej pracy?
–Tej pracy jest troszkę za dużo...
• Kto dba o pana wizerunek medialny?
– Trudno powiedzieć, żeby ktoś się tym specjalnie zajmował. Oczywiście przed każdym programem korzystamy z charakteryzacji. Jest też osoba, która kupuje nam i dobiera ubrania oraz krawaty.
• Jak rodzina ocenia pana poczynania zawodowe?
– To jest takie poletko dla uprawiania pychy własnej. Mama jest dumna i mnie ta jej duma cieszy. Można narzekać na popularność, ale to żaden kłopot, raczej przyjemność, gdy ktoś rozpoznaje mnie na ulicy, w sklepie... Natomiast nie bardzo lubię bywać na bankietach i wielkich balach. Nie lubię też zajmować się tak zwaną autopromocją, czyli dbać o zdjęcia i wywiady w kolorowych pismach. Uważam, że moja promocja powinna dokonywać się poprzez moją pracę.
• Dojeżdża pan nadal z Bydgoszczy?
– Jestem na etapie przeprowadzki do stolicy, gdzie wspólnie ze mną jest syn, który podjął studia. Natomiast żona z córką nadal mieszkają w Bydgoszczy a dokładniej w podbydgoskich Białych Błotach. Ale mam nadzieję, że po wakacjach już cała rodzina znajdzie się w komplecie w Warszawie.
• Czy w telewizji publicznej czuje się oddech konkurencji?
– Bezsprzecznie. Przecież nasza praca podlega ciągłej ocenie, również przez konkurencję. A o tym, czy nasze materiały wyczerpały zagadnienie, dowiadujemy się następnego dnia w konfrontacji z gazetami czy inną stacją telewizyjną. Słyszy się często o rywalizacji „Wiadomości” z „Faktami” w TVN. Ja nie sądzę, żeby to było dobre pole do rywalizacji. Telewizja publiczna, siłą rzeczy, będzie inna, powinna być inna niż programy informacyjne w telewizji komercyjnej. A w związku z tym można rywalizować wyłącznie na poziomie warsztatu dziennikarskiego, sprawności reporterskiej, operatywności. Kolejne kryterium to oglądalność. „Wiadomości” nie są zagrożone przez programy informacyjne innych stacji telewizyjnych.
• Krążą mity o ogromnych zarobkach dziennikarzy telewizyjnych...
– Zarobki w telewizji publicznej są bardzo zróżnicowane. Stała pensja wynosi ok. 700 zł. Najważniejszą częścią naszych dochodów są honoraria – za każdy przygotowany i poprowadzony program, za każdy zrobiony materiał. I w zależności od tego, ile kto pracuje i jak tę pracę wykonuje, tyle zarabia. Nie wymieniając kwoty, powiem, że absolutnie nie mam prawa narzekać na zarobki. Ale nie są one niebotyczne.
• Miał pan jakieś wpadki na wizji?
– Miałem dziesiątki wpadek. Pewnie te największe są przede mną. Ale taka najbardziej spektakularna była wtedy, gdy puściła blokada i złożyło się krzesło, na którym siedziałem. Runęło z hukiem na podłogę, a ja udawałem, że nic się nie stało i przykucnięty (udając, że siedzę na krześle) wytrzymałem ostatnie 3 minuty do końca programu. Moim gościem był wtedy Jarosław Kalinowski, któremu nawet powieka nie drgnęła.
• Oglądałem pana wraz z córką w programie „Graj z Kuroniem”. Lubi pan gotować?
– Właśnie dlatego zgodziłem się na udział w tym programie. Nie tylko lubię, ale umiem gotować. To jedna z form spędzania przeze mnie wolnego czasu.
• Myślę, że nie jedyna?
– Jeśli mam mało czasu, to spędzam go w kuchni, przy garach, a jeśli więcej, to na żaglach. Pływam po Zalewie Koronowskim niedaleko Bydgoszczy, który gorąco polecam. Uwielbiam też Mazury.
Rozmawiał Janusz Świąder

Pozostałe informacje

Cyklista w drodze do więzienia

Napadł na lombard, czmychnął na rowerze. Teraz nie pojeździ nawet 7,5 roku

Kryminalni z lubartowskiej komendy zatrzymali 26-latka, który pod koniec kwietnia b.r. wtargnął do jednego z miejscowych lombardów i ukradł tacę ze złotą biżuterią. Z łupem w ręku złodziej uciekł, odjeżdżając rowerem. Pokrzywdzony właściciel oszacował wówczas straty na kilkanaście tysięcy złotych.

Rowerowa wiosna w Świdniku

Rowerowa wiosna w Świdniku

To lepsze i zdrowsze rozwiązanie od siedzenia w domu przez komputerem. Władze Świdnika zachęcają dzieci i młodzież do aktywnego spędzania czasu. Służy temu akcja „Rowerowa Wiosna w Świdniku”.

Justyna Szafranek i Dorota Krać z Polskiego Związku Niewidomych w Lublinie podkreślają, że najwięcej barier powoduje zbyt mała świadomość na temat specyfiki dysfunkcji wzroku Codzienne bariery to nie tylko schody, ale porzucone hulajnogi i krawężniki
Magazyn

Codziennych barier jest coraz mniej. Osoby z niepełnosprawnościami mogą żyć jak inni

Miasto rozbudowuje infrastrukturę, oferuje asystentów, dostosowuje szkoły i wspiera edukację. Ale osoby z niepełnosprawnością wciąż wskazują na bariery, które dla innych są niewidoczne.

Wicelider był za mocny. Górnik Łęczna przegrał w Niecieczy z Bruk-Bet Termaliką

Wicelider był za mocny. Górnik Łęczna przegrał w Niecieczy z Bruk-Bet Termaliką

Kibice, którzy wspierają Górnika Łęczna od kilku ładnych lat doskonale wiedzą, że mecze zielono-czarnych z Bruk-Bet Tetmaliką Nieciecza bywają bardzo emocjonujące. Tak też było w niedzielę. Popularne „Słoniki” wygrały u siebie 3:1, ale spotkanie było zdecydowanie bardziej emocjonujące i zacięte niż wskazuje na to wynik

Kamil Ożarowski chce pomóc wychowankom domu dziecka w Zwierzyńcu

Opuści salon masażu i ruszy przez Polskę. Robi to dla dzieci

Pomysł: Pokonać na nartorolkach Polskę od Zakopanego po Hel. Cel: Pomóc potrzebującym dzieciom, chorym i z domów dziecka. Dlatego właśnie Kamil Ożarowski, właściciel salonu masażu z Zamościa podjął się "Biegu po uśmiech". Wspiera go Stowarzyszenie Dwa Domki.

Piknik był niebywałą frajdą dla dzieci
ZDJĘCIA
galeria

Transportowa niedziela z historią i przyszłością – Piknik Europejski na Placu Zamkowym

Zamek, zabytki i… Ikarus. W niedzielne popołudnie Plac Zamkowy w Lublinie zamienił się w kolorową zajezdnię pełną uśmiechów, zabawy i miejskiej mobilności z przeszłości i przyszłości. Wszystko za sprawą Europejskiego Pikniku Transportowego 2025 – flagowego wydarzenia lokalnych obchodów Dni Funduszy Europejskich.

Za nimi ostatni dzień jazdy. Cykliści ścigali się w centrum Lublina
ZDJĘCIA
galeria

Za nimi ostatni dzień jazdy. Cykliści ścigali się w centrum Lublina

Ponad 80 zawodników z Polski i różnych stron świata ściga się w Lublinie podczas „XXVIII Międzynarodowego Wyścigu Kolarskiego Tandemów" oraz VI "Hetman Paracycling Cup o Puchar Marszałka Lubelszczyzny”.

Majówka na ostro. Rzut Beretem rozbujał Lublin
Foto
galeria

Majówka na ostro. Rzut Beretem rozbujał Lublin

W Rzucie Beretem majówka nabrała rumieńców szybciej niż policzki po trzecim drinku. Było głośno, gorąco i z odrobiną szaleństwa – czyli dokładnie tak, jak lubicie. Zobaczcie, kto rzucił beretem... i resztą garderoby oraz jak się bawił Lublin.

Świdnik wpuści miliony w kanalizację

Świdnik wpuści miliony w kanalizację

Przedsiębiorstwo Komunalne Pegimek przygotowuje największy w historii spółki program inwestycyjny, czyli gruntowną przebudowę sieci wodno-kanalizacyjnej w Świdniku. Będzie to kosztować blisko 53 mln zł, a jego realizacja planowana jest na lata 2025-2034.

Boso, ale wesoło, czyli Cejrowski w trasie
WIDEO
film

Boso, ale wesoło, czyli Cejrowski w trasie

Wojciech Cejrowski odwiedził Lublin z nowym stand-up’em podróżniczym. Choć znany jest z podróżniczych opowieści i kontrowersyjnych wypowiedzi, tym razem stawia na stand-up – ale w zupełnie innym stylu niż ten, do którego przyzwyczaili nas polscy komicy.

zdjęcie ilustracyjne

Przymrozki nie odpuszczają. Będą straty w uprawach owoców

Majowe przymrozki nie odpuszczają. Synoptycy ostrzegają, że w nocy prawie w całym regionie znów przymrozi.

Bogdanka LUK Lublin świętowała mistrzostwo Polski ze swoimi kibicami
ZDJĘCIA
galeria

Bogdanka LUK Lublin świętowała mistrzostwo Polski ze swoimi kibicami

Może to i lepiej, że siatkarze Bogdanki LUK Lublin poczekali do czwartego meczu, aby przypieczętować tytuł mistrzów Polski? W końcu dzięki temu kibice mogli świętować wielki sukces swoich pupili w hali Globus. Jak zwykle fani nie zawiedli. Atmosfera była niesamowita, a Wilfredo Leon i spółka niesieni dopingiem z trybun po raz trzeci pokonali Aluron CMC Wartę Zawwiercie 3:0 i wywalczyli złote medale. Sprawdźcie nasze zdjęcia z hali Globus.

W dwie godziny ponad 231 tys. zł. W pałacu Potockich sprzedano ponad 60 obrazów
galeria

W dwie godziny ponad 231 tys. zł. W pałacu Potockich sprzedano ponad 60 obrazów

Sztuka, pałacowe wnętrza i duże emocje towarzyszyły pierwszej takiej aukcji zorganizowanej w Radzyniu Podlaskim. W pałacu Potockich można było najpierw zobaczyć, a później wylicytować ponad 70 dzieł sztuki.

Emocje kolarskie. Wyścig Pokoju w Lublinie
Foto
galeria

Emocje kolarskie. Wyścig Pokoju w Lublinie

Wyścig Pokoju (1948–2006) był jednym z najsłynniejszych amatorskich wyścigów kolarskich w Europie Środkowo-Wschodniej, zwanym często "Tour de France Wschodu". Zazwyczaj odbywał się w maju. Wyścig Pokoju wielokrotnie przebiegał przez Lublin, pełniąc rolę miasta etapowego zarówno jako miejsce startu, jak i mety poszczególnych etapów. Zobaczmy zdjęcia z tamtego okresu.

Zderzenie trzech samochodów w centrum Lublina. Jeden wjechał na czerwonym
galeria

Zderzenie trzech samochodów w centrum Lublina. Jeden wjechał na czerwonym

Na skrzyżowaniu alei Racławickich z ulicą Poniatowskiego w Lublinie doszło dziś rano do zderzenia trzech samochodów. Policja kierowała ruchem.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium