Dla radiosłuchacza dziennikarz to przede wszystkim głos. Zwykle spokojny i rzeczowy, ale czasem łamiący się z emocji. Na przykład wtedy, gdy trzeba przekazać informację o tragedii w Nowym Jorku, a na Manhattanie mieszka ktoś bliski. Albo gdy dziecko ginie
w wypadku. Albo gdy powodzianie czekają na ratunek. Głos dziennikarza radiowego gra w wyobraźni słuchacza. Reszta może ukryć się w komforcie anonimowości
Jaka demokracja - takie radio
Jednak dopiero 20 września 1952 roku mógł wygłosić inauguracyjne "Tu Polskie Radio Lublin”. Później były przemówienia, muzyka, a wszystko z taśmy. Nic na żywo. Jaka demokracja - takie radio. Każde słowo musi być rozważone, autoryzowane, ocenzurowane. Takie były czasy.
I takie anegdotki:
1 maja, galówka na placu Litewskim, reporter rozpoczyna relację: - Piękną mamy dziś pogodę, wokół świeżą zieleń, ulice wspaniale udekorowane. Na frontonie poczty głównej wiszą przywódcy ludowego państwa... Nie kończy relacji, ponieważ podchodzą doń obywatele w charakterystycznych prochowcach. Prawda - nieprawda, ale zabawne. I wyjaśnia bezpieczną zasadę emitowania programów nagranych wcześniej na taśmę.
Radiowcy pielęgnują tradycję
Bezpieczny status stacji państwowej i jedynej minął. Teraz
trzeba powalczyć o słuchacza.
- I ile można się w naszej pracy nauczyć! - cieszy się Magda Grydniewska. - Ja, na przykład, dowiedziałam się ostatnio, że zwykły chrabąszcz majowy nosi naukową, pięknie brzmiącą nazwę Melalontha-melalontha.
Jak mówią jej koleżanki, nie jest sztuką zrobienie dobrej informacji z wielkiego wydarzenia. Wystarczy być w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Sztuką jest interesujące przedstawienie spraw nie mieszczących się w kręgu wielkich zdarzeń. Takich jak ta, że w puławskich "Azotach” pojawiły się gęsi gęgawy i inne ptaki, co oznacza, że zakład rzeczywiście nie zanieczyszcza środowiska. Do tego jednak trzeba mieć zaprzyjaźnionego inżyniera z wykształcenia i ornitologa z zamiłowania - Stanisława Iwańczuka.
- Ratuje nas to, że jesteśmy prowincją, radiem regionalnym, na które nie ma politycznych nacisków - twierdzi Ania Strycharzewska. - I nie ma tu takiej wielkiej presji jak w innych, większych ośrodkach, gdzie konkurencja wyzwala wrogość między dziennikarzami.
U nas jest jeszcze spokojnie.
A może ta atmosfera trwa dlatego, że - jak każdy porządny dom - rozgłośnię również otacza piękny ogród, dowodzący swą urodą, że poprzedni prezes, Janusz Winiarski, ma duszę nie tylko radiową, ale i ogrodniczą? A może dlatego, że radio, mimo różnych historycznych okoliczności, potrafi pielęgnować tradycję i szanować Mistrzów?
Adam Tomanek wciąż ma swój, zabytkowy już, magnetofon. Może nawet zachowały się gdzieś kable, po które na kraniec Polski leciał samolotem we mgle radiowiec i pilot Tadeusz Tłuczkiewicz...