Okolice Nałęczowa też mają swoją tkacką historię. Według Krystyny Tarki, wieloletniej prezeski „Klubu Haftu” przy Nałęczowskim Ośrodku Kultury, w dawnej Bochotnicy, dziś jednego z sołectw, a zarazem ulicy uzdrowiska, w prawie każdym domu znajdował się okazały warsztat tkacki. Opowiadała o tym jej mama, Czesława Markuszewska, wywodząca się z tej miejscowości, znakomita hafciarka.
Pracownia pana Ignacego
– Z „tkackiego domu” natomiast wywodził się Ignacy Błaszczyk, zmarły przed kilku zaledwie laty wiekowy mistrz tkactwa, który opowiadał, że w dzieciństwie zawsze budził go stukot płochy, ważnej części drewnianego warsztatu, na którym jego matka Aniela, „ubijała” kolejne warstwy tkaniny – mówi Wiesława Dobrowolska-Łuszczyńska, przewodniczka i znana regionalistka. – Pamiętał też do końca życia, że do jego ulubionych zabaw w dzieciństwie należało jeżdżenie na dolnej poręczy snowalnicy, na której matka wraz z kuzynką robiły kolejną osnowę. Przez wiele lat, w wieku młodzieńczym i dojrzałym nie interesował się jednak tym rzemiosłem, dopiero w końcowych dwudziestu paru latach spróbował sam odtworzyć konstrukcję warsztatu, ulepszając go według własnych pomysłów i dopasowując do swoich potrzeb. Na nim sporządzał do końca liczne chodniki-szmaciaki, które cieszyły się wielkim powodzeniem ze względu na lubianą w tym środowisku kolorystykę oraz posmak „dawności”.