Nie ma podstaw do odwołania Grzegorza Siemińskiego z funkcji prezesa LPGK – uznał Ratusz. To, dlaczego z góry było wiadomo, że to on wygra konkurs na stanowisko bada prokuratura, która wysłała do Ratusza agentów CBA. Ale to nie jest jedyny przypadek, gdy z góry wiadomo, kto obejmie prestiżową posadę.
O sprawie zrobiło się głośno, gdy we wtorek do Ratusza weszli agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, przysłani po dokumenty dotyczące konkursu na stanowisko szefa miejskiej spółki. Mowa o Lubelskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej, którego prezesem został Grzegorz Siemiński, były zastępca prezydenta Lublina. O tym, że to on wygra wiedzieliśmy nieoficjalnie już w dniu, w którym upływał termin zgłaszania kandydatów. Prokuratura bada sprawę, bo dotarło do niej nagranie rozmowy Siemińskiego z przewodniczącym Rady Miasta, Piotrem Kowalczykiem. Obaj panowie mieli w trakcie tej rozmowy planować wyniki konkursu.
Siemiński może być na razie pewny swojego fotela, Ratusz nie oczekuje zmiany na stanowisku prezesa i podkreśla, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. – Drugi kandydat nie spełniał warunków konkursu – mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Zaledwie tydzień wcześniej dobrą posadę z pensją ok. 20 tys. zł otrzymał inny były zastępca prezydenta Lublina, Włodzimierz Wysocki, który został powołany do zarządu Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, gdzie zasiadać ma od 1 maja.
– Rada nadzorcza uznała za konieczne powiększenie składu zarządu – informował w oficjalnym komunikacie Artur Szymczyk, przewodniczący rady, a zarazem zastępca prezydenta Lublina. – Tu nie był wymagany konkurs – podkreśla Krzysztof Żuk, prezydent miasta.
O LPEC było bardzo głośno już dwa lata temu, gdy stanowisko prezesa tej miejskiej spółki dostał Mirosław Taras. Nie musiał startować w konkursie, bo zaledwie kilka dni wcześniej prezydent Lublina zmienił zasady wyboru szefów miejskich spółek.
Zmiana polegała na rezygnacji z obowiązkowego konkursu w przypadku, gdyby prezesem miała zostać osoba z doświadczeniem na kierowniczych stanowiskach w spółkach giełdowych. A Taras był szefem Lubelskiego Węgla „Bogdanka”. – Zarządzenie nie zostało napisane pod konkretną osobę – zapewniał wówczas prezydent Żuk.
Prezydent zmienił wtedy również zasady wynagradzania szefa LPEC tak, że skutkowało to wzrostem pensji o blisko 4 tys. zł. – Nie jestem człowiekiem spod budki z piwem, mam osiągnięcia – mówił Taras. – To była łaska, że przyjąłem tę pracę.
Okoliczności wyboru prezesa LPEC i wzrost jego wynagrodzenia nie spodobał się posłowi Michałowi Kabacińskiemu i to do tego stopnia, że powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Śledczy żadnego przestępstwa się tu nie doszukali i nie wszczęli śledztwa, a od tej decyzji poseł już się nie odwoływał.
W oparciu o to samo zarządzenie prezydenta odstąpiono od konkursu na stanowisko prezesa Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, które pod koniec grudnia ubiegłego roku powierzono Tomaszowi Grodzkiemu. O tym, że to on dostanie szefem miejskiej spółki informowaliśmy z dwutygodniowym wyprzedzeniem. A Grodzki niczego się nie wypierał. – Tak, padła taka propozycja – przyznał w połowie grudnia.
I choć Perła Browary Lubelskie, których dyrektorem był przed otrzymaniem posady w MOSiR nie jest spółką giełdową, to w życiorysie Grodzkiego takie doświadczenie udało się znaleźć. – Chodzi o spółki Interbud i Wikana – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Poprzedni prezes MOSiR wybierany był w konkursie, ale tu uwagę zwracały terminy: konkurs ogłoszono 18 grudnia (wtorek), a termin składania dokumentów upływał 24 grudnia, czyli w Wigilię. Wygrał wskazywany jako faworyt wiceprezes Zdzisław Hołysz.
Jednostki podległe miastu nie są wyjątkiem, jeśli chodzi o konkursy ze znanymi z góry zwycięzcami. Od stycznia tego roku Muzeum Lubelskim kieruje Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, wcześniej zastępca prezydenta Lublina, która przed objęciem urzędniczego stanowiska była w magistracie rzecznikiem prasowym. O tym, że miałaby objąć dyrektorskie stanowisko na Zamku mówiło się jeszcze przed ogłoszeniem konkursu. I faktycznie, Mieczkowska-Czerniak nie mając doświadczenia muzealnego wygrała postępowanie konkursowe.
– Przedstawiła bardzo spójny plan działalności muzeum, ma pomysł na współpracę pomiędzy jednostkami muzealnymi. Wykazała też formy pozyskiwania funduszy i ciekawe sposoby promocji – tłumaczył wicemarszałek województwa Krzysztof Grabczuk. Pokonany został wtedy m. in. Jerzy Onuch, były dyrektor Instytutów Polskich w Nowym Jorku i Kijowie. Jego wizja rozwoju muzeum była podobno „trudna do zrealizowania biorąc pod uwagę warunki finansowe i organizacyjne”.
Faworytem do wygrania konkursu, jeszcze przed ogłoszeniem jego wyników był Piotr Franaszek. W połowie ubiegłego roku dotychczasowy szef Departamentu Promocji i Turystyki w Urzędzie Marszałkowskim i działacz lubelskiej PO został dyrektorem Centrum Spotkania Kultur. Jeszcze przed rozstrzygnięciem nie robił tajemnicy ze swojego udziału w konkursie, pisząc na Facebooku, że namawiało go do tego wiele osób ze środowiska lubelskiej kultury. W walce o dyrektorski fotel miał pięciu konkurentów, ale jak powiedział po ogłoszeniu wyniku zasiadający w komisji konkursowej Krzysztof Cugowski, był jedynym kandydatem, którego można było brać na poważnie.