Jest taki polski film. "Symetria”. Więzienie, grypsy, recydywa. Oglądasz i myślisz zdumiony: inny świat.
Najważniejsze wspomnienie z dzieciństwa? Skończyłem 10 lat, gdy lekarze powiedzieli, że choruję na cukrzycę. Mama płacze: Wszystko się zmieni, Igor, teraz wszystko będzie już inaczej...
I jest inaczej.
Zastrzyki, mierzenie cukru, dieta. Życie z miarką i zegarkiem w ręku. Sen, który staje się moim śmiertelnym wrogiem. Mama, która nieba by mi przychyliła. Chroni mnie przed chorobą, przed całym światem.
- Czy coś mi jeszcze wolno?! - buntuję się.
Przestaję chodzić do szkoły. To nauczyciele przyjeżdżają do mnie. Koledzy powoli o mnie zapominają. Mają swoje życie. A ja mam swoje. Gdzieś z boku, na marginesie, w samotności. Tak mamo, miałaś rację. Wszystko się zmieniło.
Wtedy po raz pierwszy.
Jedna flaszka, druga flaszka...
Alkohol.
Spróbowałem mając 16 lat. I tak już się potoczyło; jedno piwko z kolegami, drugie na dyskotece. Żadne tam pijaństwo, ale zwykłe towarzyskie popijanie. Potem osiemnastki u znajomych i już całkiem legalne picie. Dla humoru, kurażu, dobrej zabawy.
Na tę dyskotekę pojechałem ze starszą siostrą, ojciec dał nam samochód. Z powrotem to ona miała prowadzić. Ale coś tam wypiła i źle się poczuła. Ja wypiłem mniej i siadłem za kierownicą.
Nie odjechałem daleko. Policja zatrzymała nas kilka minut później. Prawo jazdy poproszę, dmuchnąć w alkomat i nie ma przeproś - zabieramy prawko.
Pół roku wcześniej skończyłem 18 lat, czułem się już bardzo dorosły. I nie wiedziałem o co im chodzi. Przecież nikogo nie potrąciłem, panowałem nad kierownicą, nie uciekałem. Właściwie byłem całkiem trzeźwy.
Jeszcze wtedy tak głupio patrzyłem na tę swoją bezdenną głupotę.
I już trzecia, kurde bele
Zapomniałem o dyskotekach. O piciu tym bardziej. Po maturze zacząłem studium informatyczne, bo komputery to moja największa pasja.
Wtedy poznałem Emilę. Inteligentna, spokojna, dobra dziewczyna. Zaczęło się od przyjaźni, potem przyszła miłość. Taka na całe życie. Nie od razu powiedziałem jej o swoich młodzieńczych wybrykach. Wstydziłem się, trochę bałem... Już wtedy wiedziałem, że mam czego, że to nie było takie całkiem niewinne. Bo trudno skwitować to jednym zdaniem: szczeniacki wyskok.
Zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Emila skończy szkołę, ja znajdę pracę, pobierzemy się.
I wtedy przyszło wezwanie do sądu. Pani prokurator złożyła wniosek o połączenie wyroków i odwieszenie mojej kary.
Do odsiadki - 18 miesięcy.
Więzienie? Niemożliwe
Tylko pani kurator wiedziała, co nade mną wisi: Nie martw się, Igor, złóż wniosek o odroczenie kary. Wszystko będzie dobrze - mówiła.
Złożyłem wniosek. Emila powiedziała mi, że jest w ciąży. Ja powiedziałem jej, że każą mi iść do więzienia, ale wszystko będzie dobrze.
Nie uwierzyła w więzienie, w głowie się jej nie mieściło. Tak samo jak mojej mamie, której w końcu też powiedziałem. Synku, to nie jest miejsce dla takich jak ty...
W drzwiach
16 sierpnia wychodząc do pracy zderzyłem się w drzwiach z policjantami. Kazali mi zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowałem szczoteczkę do zębów, zdjęcie Emilii, na więcej nie było czasu. I do samochodu.
Najpierw komisariat, potem areszt na Południowej.
Cela przejściowa, 20 osób.
Płacz, i znowu płacz, i tak na okrągło. To nie może być prawda, tłukło mi się w głowie.
Nic więcej nie pamiętam z tych pięciu pierwszych dni.
Strach
Potem zaczęły się sny. Śniło mi się, że moja siostra miała wypadek. Że umiera babcia. Budziłem się z płaczem. To tylko sen, myślałem. To wszystko jest tylko snem. Zaraz stąd wyjdę, za dzień, za dwa, za tydzień.
Potem przewieźli mnie do Hrubieszowa. W celi dwóch grypsujących. Najniższy wyrok - 7 lat, najwyższy - 15. Musiałem błyskawicznie poznać ich zasady, żeby nie było tak, jak w "Symetrii”. To taki film o polskim więzieniu, który kiedyś oglądałem. Straszny film.
Wtedy do mnie dotarło, że to najprawdziwsze więzienie. I ja w nim jestem.
Cały pierwszy tydzień nie schodziłem z łóżka. Potwornie się bałem. Płakałem, a potem pisałem listy do Emilii. Opisywałem jej sekunda po sekundzie swoje więzienne życie. Każdą najdrobniejszą myśl.
Zaczęły się problemy ze zdrowiem. Miałem rozregulowane cukry, pogorszył mi się wzrok; jak to przy cukrzycy. Wybłagałem wizytę u okulisty, bo bałem się, że oślepnę. Ubrano mnie w więzienny mundurek, na nogi i ręce - kajdanki. Tak przemaszerowałem przez szpitalny korytarz w Hrubieszowie. Przede mną i za mną uzbrojeni strażnicy.
Wydawało mi się, że stoję z boku i patrzę na siebie - skutego w kajdanki. Przestępcę. To było tak tragiczne, że zacząłem się śmiać. Jak wariat. Jakbym właśnie zwariował.
Jestem ojcem
24 października zadzwoniła moja mama. Masz syna, powiedziała, jesteś ojcem, Igor. Nie pamiętam, jak wróciłem do celi. Wiem, że płakałem. Najpierw ze szczęścia, a potem z rozpaczy i bezsilności - że nie mogę z nimi wtedy być. Przytulić, ucałować, zaopiekować się.
7 listopada poprosiłem sąd o przerwę w karze. Tydzień później wyszedłem z więzienia. Zabrałem Emilię i Kubę ze szpitala. Znowu były łzy. I znowu starach - żeby zdążyć wszystko zrobić. Przygotować ślub, chrzciny, zacząć normalnie żyć. Zdążyć się nimi nacieszyć.
Wróciłem do pracy, szefowa przedłużyła mi umowę do października. Pracuję jak szalony, urządzam nam mieszkanie. Na ścianie powiesiłem zdjęcia Kuby, czeka na niego łóżeczko, zabawki. Rodzinny dom; taki jak być powinien. Myślę: tak wygląda szczęście. I znowu łzy... Inne niż te w więzieniu. Bo wszystko wygląda dziś inaczej.
Tylko do maja
Strach wraca w nocy. W głowie gonitwa myśli: Mam 22 lata, zmarnowałem życie sobie i swojej rodzinie. Bardzo ich za to przepraszam. Bo zmienić nie mogę, stało się.
W dzień jest lepiej: Będę dobrym ojcem i mężem. Mam marzenia, bardzo wiele marzeń. Wszystko przede mną. Planuję, co zrobię, jak ułożę to nasze życie.
Ale planuję do 7 maja.
Tego dnia muszę wrócić do więzienia.